- A wiesz, że zniknął kolejny pies? - powiedziawszy to, Lucy wstała od stołu i zaczęła zbierać brudne talerze. - Pies panny Spinster. Była do niego bardzo przywiązana, biedaczka.
- Proszę? - Peter popopatrzył na Lucy i usłyszał w odpowiedzi smutne:
- Nie słuchałeś, co mówiłam.
- Przepraszam. Mamy na głowie ten okradziony sklep ogrodniczy.
- Więc, wybaczam panu, nadinspektorze - Lucy uśmiechnęła się tak, jak Peter lubił najbardziej. Wziął ją za rękę i powiedział.
- Zostaw naczynia. Rano pozmywam.
XXX
- Coś pan nadinspektor niewyspany dzisiaj - posterunkowy White miał nadzieję, że tym stwierdzeniem zachęci szefa do zwierzeń.
- White, wy się zajmijcie swoimi sprawami. A właśnie! Nie mieliście przypadkiem czegoś sprawdzić? - nadinspektor Peter Wilson uciął dyskusję.
- Już idę, Sir - posterunkowy White był niepocieszony, a mijając w drzwiach posterunkowego Blacka, szepnął.
- Uważaj, czegoś dzisiaj nie w sosie.
Ku zaskoczeniu White'a nadinspektor powiedział.
- Wręcz przeciwnie, White.
Tymczasem posterunkowy Black usiadł na krześle naprzeciwko przełożonego.
- Sir, wczoraj wieczorem zgłoszono zaginięcie. Matthew Ryan zniknął.
- Co za jeden?
- No, jak? - zdziwił się posterunkowy. - Przecież to właściciel sklepu ogrodniczego. Tego okradzionego.
- Chyba jestem trochę niewyspany - nadinspektor ziewnął i spytał. - Kto zgłosił?
- Jego żona. Obudziła się rano. Jego nie było. Nie odbierał komórki przez cały dzień, to w końcu zadzwoniła do nas. Sir, a może znudził się swoją starą i poszedł w siną dal? - zasugerował Black.
- Bywa - nadinspektor znowu ziewnął. - Ale myślę, że kradzież i zniknięcie są ze sobą powiązane.
- To co robimy, Sir?
- White ma sprawdzić, kto zalega z płatnościami w sklepie. Miał to zrobić już w związku z kradzieżą, ale teraz zrobi to w związku i z kradzieżą i zaginięciem właściciela. A my chodźmy obejrzeć sklep. Tylko White był tam na razie?
- Tak, Sir.
XXX
- Czy ten White oczu nie ma? - nadinspektor Wilson był zdumiony. - Przez to okienko, to niby kto by przeszedł? Black! - nadinspektor zawołał podwładnego do pomieszczenia na tyłach sklepu.
- Jestem, Sir.
- No, nie można White'a samego wypuścić w teren. Wszystko mu wmówią jak młodemu - nadinspektor westchnął.
- Nie mówił mi, że to taki mały lufcik pod sufitem. Na drugi raz, sprawdzę po nim, Sir.
- Jak na to patrzę, to podejrzewam, że Matthew Ryan sam się okradł. Co zginęło?
- Coś na krety.
- Dużo?
- Tak. Rozmawiałem ze znajomym ogrodnikiem. Szło by tym wykończyć krety w całym Lichtown.
- Porozmawiajmy z żoną Matthew Ryana.
Wilson i Black wyszli przed sklep, gdzie czekała na nich żona zaginionego.
- Pani Ryan, pytanie może wydać się pani dziwne, biorąc pod uwagę okoliczności, ale czy państwo mają problem z kretami w ogrodzie?
- Tak, jak każdy.
- Czy mąż sam zajmuje się ogrodem?
- A gdzie tam! Ja wszystko robię! - Mary Ryan mówiła coraz wyższym tonem. - Jak go zmuszę, to łaskawie skosi trawnik. Mówi, że nie lubi babrać się w ziemi, ale jak posiedzieć w cieniu z piwem i gazetą, to oczywiście! Leniwy …
- A co pani stosuje na krety? - nadinspektor Wilson przerwał kobiecie narzekanie na męża. - Ten środek z waszego sklepu?
- Nadinspektorze, czy pana zdaniem to ma związek z zaginięciem Matthew? - Mary Ryan przyglądała się badawczo nadinspektorowi.
- Jeszcze nie wiem, ale sprawdzam wszystkie możliwości.
- Stosuję naturalne metody. Chcę je tylko przepłoszyć.
- Jeszcze jedno pytanie. Czy mają państwo psa lub kota?
- Nadinspektorze, czy panu się śledztwa nie pomyliły?
- Z pewnością nie - nadinspektor się uśmiechnął. - Proszę odpowiedzieć.
- Nie mamy, bo mąż nie lubi zwierząt. Ja zawsze chciałam mieć pieska - w oczach kobiety pojawiły się łzy. - Ale Matthew nigdy się nie zgodził.
XXX
Patrząc, jak pani Ryan się oddala, posterunkowy Black spytał nadinspektora.
- Sir, nie sądzi pan, że ona go w ogródku pod jakiś klomb wsadziła?
Nadinspektor właśnie zapalał papierosa. Zaciągnął się.
- Jest krzepka, to fakt i sprawdzimy to, co zawsze, gdy znika małżonek, ale ona mi tu nie pasuje.
XXX
Następnego dnia posterunkowy White wszedł do gabinetu nadinspektora Wilsona i, nie pozwalając już sobie na osobiste uwagi wobec przełożonego, zameldował.
- Z płatnościami zalegają tylko trzy osoby: Jim Blake za nawozy, to farmer, ma gospodarstwo zaraz za Lichtown; panna Spinster za psią karmę i Barbara Nash-Davies za kocią karmę. Najwięcej zalega Jim Blake, kilkaset funtów, panna Spinster i Barbara Jak-jej-tam po kilkanaście. Widać po papierach, że zawsze brały na kreskę, a potem regulowały na początku następnego miesiąca.
- Gdzie ta trójka była w chwili zaginięcia Matthew Ryana? - spytał nadinspektor.
- Oj, tego pan nie kazał sprawdzać, Sir - powiedział z wyrzutem White.
- Wiem. Teraz was o to proszę. Zresztą - rozmyślił się nadinspektor. - Sprawdźcie tylko tego farmera, ja biorę na siebie Barbarę dwojga nazwisk, a Black zajmie się panną Spinster.
XXX
Do poczekalni weszła atrakcyjna kobieta. Trzymała za rękę kilkuletniego chłopca.
- Czy pani Barbara Nash-Davies? - zapytał nadinspektor. Gdy potwierdziła skinieniem, przedstawił się.
- Nadinspektor Peter Wilson. To ja do pani dzwoniłem. Dziękuję, że pani przyszła.
- To oczywiste - odpowiedziała, a nadinspektor odniósł wrażenie, że jest bardzo zdenerwowana.
Tymczasem chłopiec wyrwał się jej, usiadł na ławce i oświadczył obrażonym tonem.
- Miałaś mi kupić nowe auto. Kiedy pójdziemy do sklepu?
- Mama rozmawia z panem policjantem. Zaczekaj grzecznie - powiedziała.
- Ale ... - chłopiec podjął następną próbę namówienia rodzicielki na zakup zabawki, ale ta, spojrzeniem przywołała go do porządku.
- A może chciałbyś obejrzeć zdjęcia prawdziwych przestęp... - zwrócił się do chłopca nadinspektor, ale zobaczył ten sam wyraz twarzy kobiety, co chwilę wcześniej jej syn. - Faktycznie, zły pomysł. - zreflektował się. - Chciałbym pani zadać pytanie o Matthew Ryana.
- A o co chodzi? - spytała, ściskając rączkę torebki.
- Zaginął. Może pani wie coś, co pomogłoby go odnaleźć?
- Nic nie wiem - zaprzeczyła gwałtownie. - Jest moim sąsiadem. Mieszka z żoną w domu obok. Poza tym kupowałam u niego karmę dla kotów.
- Kotów? A ile ich pani ma? - spytał nadinspektor.
- Trudno powiedzieć - kobieta zauważyła zdziwiony wyraz twarzy nadinspektora i zaczęła wyjaśniać. - Kilka. Zdarza się nawet dziesięć. Są dzikie. Dokarmiam je. Niektóre sypiają w szopie w moim ogrodzie. Poza tym, gdy trzeba wożę je do weterynarza.
- Przepraszam, ale czy tyle kotów to nie jest uciążliwość dla sąsiadów? - nadinspektor wyobraził sobie taką czeredę w swoim ogródku.
Barbara Nash-Davies wzruszyła ramionami.
- Trudno - powiedziała.
- Czyli skarżyli się? - dopytywał nadinspektor.
- Tylko Matthew Ryan - odpowiedziała, nie patrząc w oczy nadinspektorowi.
- A jego żona?
- Och! Mary mi pomaga. Podrzuca czasem karmę. Pomoże posprzątać w szopie. Lubimy się. Mąż nie pozwala jej mieć zwierząt w domu. Gdy zaczęły znikać koty ... - kobieta nagle przerwała.
- Tak? - zaciekawił się nadinspektor.
- To ona zasugerowała mi, żebym założyła kamery w ogrodzie. Nawet chciała mi dołożyć na to, ale nie wzięłam od niej pieniędzy. W końcu to mój ogród.
- Czy możemy zobaczyć nagrania? - spytał nadinspektor.
- Eeee ... Nie założyłam tych kamer.
XXX
W trakcie rozmowy nadinspektora z Barbarą Nash-Davies, na posterunek wrócili Black i White. Gdy tylko kobieta wyszła, panowie spotkali się w gabinecie nadinspektora.
- Niezła, co? - posterunkowy White wciągnął brzuch.
- Co ustaliliście, White? - spytał nadinspektor.
- Jim Blake ma alibi, pojechał na wystawę zwierząt hodowlanych do Pleading. Już sprawdziłem, faktycznie tam jest, wraca za kilka dni.
- A co z panną Spinster? - nadinspektor zwrócił się do posterunkowego Blacka.
- Cały czas płakała. Rozpacza po swoim piesku. Dwie sąsiadki się nią opiekują. Powiedziały mi, że panna Spinster jest w ogóle nie do życia.
- Z kolei Barbara Jak-jej-tam nie przepada za naszym zaginionym. Odwiedzę ją w domu.
XXX
Barbara Nash-Davies otworzyła drzwi wejściowe i nadinspektor zobaczył jej zaskoczony wyraz twarzy.
- Myślałam, że odpowiedziałam już na wszystkie pana pytania.
- Dzień dobry. Czy pozwoli pani, że wejdę? - nadinspektor włożył nogę za próg, nie pozostawiając gospodyni wyboru.
- Tak, oczywiście - powiedziała niepewnie.
Wchodząc, nadinspektor zaproponował.
- Pozwoli pani, że porozmawiamy w ogrodzie?
Nic nie mówiąc, Barbara Nash-Davies zaprowadziła gościa do tylnych drzwi. Gdy wyszli na zewnątrz, nadinspektor rozejrzał się i zauważył dwie kamery.
- Jednak zostały zamontowane. Tak myślałem. Przejdziemy teraz do szopy - nadinspektor już nie pytał gospodyni o pozwolenie, ale wydawał polecenia.
Kobieta wskazała drogę, a potem zdjęła klucz z zardzewiałego gwoździa i niechętnie podała nadinspektorowi.
Nadinspektor otworzył drzwi i zajrzał do szopy.
- Tak jak podejrzewałem.
Popychając lekko kobietę, nadinspektor zmusił ją, żeby weszła do środka.
W rogu szopy na starych kocach leżał mężczyzna. Był zakneblowany, a nogi i ręce miał związane. Gdy tylko zobaczył Wilsona zaczął się wiercić i wydawać nieartykułowane dźwięki. Nadinspektor spytał.
- Ma pan jak oddychać?
Mężczyzna potwierdził skinieniem.
- To proszę jeszcze chwilę zaczekać. Barbaro, co tu się dzieje? - nadinspektor przysiadł na odrapanym krześle. - Słucham.
Barbara Nash-Davies ściskała dłonie tak mocno, że aż jej kostki zbielały.
- Ta kanalia! - wskazała związanego. - Morduje koty i psy. Dzięki kamerze zobaczyłam, że zakradał się do mojego ogrodu i ... - zaczęła mówić płaczliwym tonem. - Jak przedwczoraj przyszedł z jakimś kartonem, żeby znowu ... - pociągnęła głośno nosem. - … ukraść kolejnego kota.
Nadinspektor wyjął z kieszeni opakowanie chusteczek i podał jej. Kobieta wytarła oczy i wysiąkała nos.
- Zaszłam go po cichu od tyłu i stuknęłam młotkiem w głowę. Upadł. Tak się bałam, że go zabiłam - znowu wytarła oczy. - Ale zasłużył sobie! - zrobiła nienawistną minę do mężczyzny.
- Co było dalej, Barbaro? - spytał nadinspektor spokojnie.
- Zaciągnęłam go tutaj. Ledwie dałam radę, taki ciężki. Związałam go i zakneblowałam - kobieta zrobiła nogą zamach, żeby kopnąć mężczyznę.
Nadinspektor powstrzymał ją, chwytając w ostatniej chwili za ramię.
- Chwila, chwila! Co pani zamierzała z nim zrobić?
- Właśnie tego nie wiedziałam - spojrzała na nadinspektora i dodała po chwili. - W sumie, to chyba dobrze, że pan przyszedł.
Nadinspektor podszedł do mężczyzny i wyjął z jego ust kawałek szmaty.
- Teraz pana wersja, Matthew - powiedział nadinspektor, siadając z powrotem na krześle i zakładając nonszalancko nogę na nogę.
- Ta wariatka chciała mnie zabić! - mężczyzna zaczął kaszleć.
- Tylko nie wariatka, a mordercą to ty jesteś! - kobieta znowu zrobiła zamach nogą, tym razem trafiając.
- Nie jestem żadnym mordercą - z trudem wycharczał mężczyzna. - Te obrzydliwe psy i koty są teraz na mojej działce za miastem. Nic im nie jest. Chciałem was wszystkich nastraszyć! Cholerni obrońcy zwierząt! Albo szczekają, albo miauczą. Spać się nie da! Wszędzie brudno! Oszaleć można!
- Spokój! - zawołał nadinspektor. - A co z ukradzioną z pana sklepu trutką?
- Sam ją wziąłem. Upozorowałem kradzież.
- Tak między nami mówiąc, bardzo nieumiejętnie.
- Na drugi raz bardziej się postaram - powiedział z przekąsem mężczyzna.
- Co pan zamierzał zrobić z tą trutką? - spytał nadinspektor.
Mężczyzna odwrócił wzrok i nie odpowiedział.
- Mówiłam, że to morderca zwierząt! - krzyknęła kobieta i znowu kopnęła leżącego w goleń.
Tym razem nadinspektor jej nie powstrzymywał.
- Dobra. A teraz mnie posłuchajcie. Żebym więcej nie słyszał o was, o waszych kotach, psach i w ogóle. Zamknę sprawę jako nierozwiązaną, pani nie będzie miała kłopotów z powodu tego przedstawienia tutaj ...
- Jak to?! - oburzył się mężczyzna. - Dwa dni i dwie noce przeleżałem jak połeć! No, rozwiążcie mnie w końcu!
- A pan, Matthew, nie będzie odpowiadał za ... - nadinspektor zastanowił się. - … za kradzież zwierząt domowych oraz za wprowadzenie policji w błąd. Co, dobry interes?
XXX
Na drugi dzień przy kolacji Lucy spytała Petera.
- Kochanie, a wiesz, że odnalazły się te wszystkie zaginione psy i koty? Masz z tym coś wspólnego?