-
Sir, uwaga! – posterunkowy White wskazał palcem młodą kobietę, przechodzącą
przez ulicę.
-
Przecież uważam – powiedział spokojnie nadinspektor Peter Wilson, hamując przed
przejściem dla pieszych. – White, chcecie mi wlepić mandat?
-
Gdzie tam, ale to ona mi niedawno wtargnęła, jak jechałem z roboty. Wzrok miała
mętny, więc …
-
Narkotyki?
- Nie.
To jest Kirsty Mills. Narzeczony ją zostawił kilka dni przed ślubem i jej się
coś z głową od tego zrobiło. Leki dostaje i błąka się po całym Lichtown.
XXX
-
Sir, panna Spinster zadzwoniła, żeby nas zawiadomić, że niejaka Ellen Walsh leży
w swojej kuchni cała we krwi – sierżant Black udanie przedrzeźniał swoją rozmówczynię.
-
Może pannie Spinster coś się pomyliło? Ma swoje lata – nadinspektor Wilson
podniósł wzrok znad akt niedawnej kradzieży.
-
To samo jej powiedziałem i nie powtórzę panu, co mi wykrzyczała do słuchawki.
Jedzie pan ze mną, Sir?
- Tak.
A skąd panna Spinster wie? Po domach zwłok szuka?
- Zauważyła jakąś kobietę, siedzącą na krawężniku. Podeszła. Zagadała. Podobno z troski …
- No i …
- Ta na krawężniku to matka i to ona znalazła martwą córkę, a potem
wyszła przed dom i siadła gdzie bądź. Panna Spinster już wezwała pogotowie.
- Niech panna Spinster nie wchodzi do tej kuchni. W ogóle do tego domu niech nie wchodzi - powiedział nadinspektor.
- Sir, przecież ona już zrobiła oględziny.
XXX
- Sam
pan widzi, nadinspektorze, matka jest w szoku. Nie odpowie teraz na żadne
pytanie – ratownik medyczny kiwnął głową na pożegnanie i zamknął za sobą drzwi
karetki.
Nadinspektor
Peter Wilson patrzył za odjeżdżającym samochodem.
-
Black, co wiemy o zamordowanej?
- Ellen
Walsh. Bibliotekarka. Pochodzi z Pleading, gdzie do niedawna pracowała, ale jak
nasza stara Jane Hurley przeszła na emeryturę, to Ellen przyjechała na jej
miejsce. Nic niezwykłego – sierżant Black zamknął notes.
- He, he, a
może jednak? – wtrącił się posterunkowy White. – Sir, pamięta pan tę Kirsty
Mills z błędnym wzrokiem parę dni temu?
-
Co z nią?
- Jej
narzeczony uciekł właśnie do tej bibliotekarki.
-
Miałem inne wyobrażenie o bibliotekarkach, a to jakaś femme fatale – nadinspektor
zapalił papierosa.
-
Że co, Sir? – spytał posterunkowy White.
-
Nieważne. Skąd to wszystko wiecie?
-
No, od żonki przecież. Moim zdaniem błędna wzięła
nóż i przyszła tu pociąć bibliotekarkę. Nie ma wątpliwości. Jechać po nią, Sir?
-
Chwileczkę, White. Nie tak szybko. Ktoś wspominał o jakimś narzeczonym. Co za jeden?
- Martin
Swift – odpowiedział posterunkowy. – Pracuje w magistracie. Papiery przewraca.
-
Zaprośmy go do nas.
XXX
-
Posterunkowy dzwonił, ale nie jestem pewny w jakiej sprawie zostałem wezwany – intensywny
zapach wody toaletowej Martina Swifta wypełniał gabinet nadinspektora.
- Z
kim pan się spotyka?
-
Pan z obyczajówki, nadinspektorze? – trzydziestolatek jako jedyny zaśmiał się ze swojego
żartu.
-
Proszę odpowiedzieć.
- Jeszcze
niedawno z Ellen Walsh, ale została zamordowana. Jestem pierwszy na liście
podejrzanych, prawda? – Martin Swift znowu się zaśmiał.
-
Jakoś się pan nie przejął tą śmiercią – nadinspektor bacznie przyglądał się mężczyźnie.
-
Przejąłem się, ale i tak chciałem się rozstać z Ellen. Zwłaszcza, że spotkałem
właśnie fajną dziewczynę.
Nadinspektor
milczał.
- Z
Ellen znaliśmy się od jakiegoś czasu. Jeździliśmy razem rano pociągiem. Ona też do pracy. Fajnie się rozmawiało. Parą zostaliśmy niedawno … Ale nic by z tego nie było.
Drugi raz nie dam się usidlić. Już raz prawie byłem żonaty.
-
Co pan robił w dniu morderstwa?
-
Byłem w Londynie na szkoleniu. Ze sto osób potwierdzi, co robiłem w dzień. A ta
nowa dziewczyna potwierdzi, co robiłem w nocy.
XXX
- Myślę,
że to on – powiedział posterunkowy White, gdy Martin Swift wyszedł z gabinetu
nadinspektora. – Ellen mu się znudziła. Albo może czymś go wkurzała? Albo …
- Kto
jeszcze mógłby zamordować bibliotekarkę? – nadinspektor zignorował sugestie
posterunkowego.
-
Sir, może jakiś czytelnik, he, he? – posterunkowy White rozsiadł się na
krześle. – Albo nawet kilku? Zmówili się na nią, bo książek na czas nie oddali.
Sir, uważam, że to bardzo dobry powód do morderstwa jest, i można by pójść tym
tropem.
-
White, nie marnujcie czasu, swojego i mojego – w głosie nadinspektora słychać
było irytację.
- A
ciekawe, kto teraz będzie bibliotekarką, Sir?
-
White, do dyżurki! Natychmiast!
-
Tak jest, Sir – powiedział bez przekonania White, a wychodząc, bezgłośnie
spytał Blacka. – O co mu chodzi?
Gdy
było już słychać pogwizdującego w dyżurce White’a, nadinspektor spytał
sierżanta Blacka.
- A
co wy o tym sądzicie, sierżancie?
-
Brutalne morderstwo. Zniknęło, co prawda, kilka drobiazgów z biżuterii i portmonetka,
ale jakoś mi to nie wygląda na tło rabunkowe. Ktoś się wyżył, jakby miał coś do
zamordowanej, a rzeczy zabrał, żeby odwrócić od siebie uwagę.
- Też
tak myślę – powiedział nadinspektor, patrząc przez okno.
Słysząc
aprobatę z ust nadinspektora, sierżant aż się wyprostował i mówił dalej.
- Na
razie mamy dwóch kandydatów na mordercę: byłego narzeczonego i byłą narzeczoną.
Myślę, że on tego nie zrobił. Jeśli tak łatwo mu przyszło kobietę przed
ołtarzem zostawić i jej nie mordować, to dlaczego miałby zabijać tę
bibliotekarkę.
- Taaak - nadinspektor Wilson z uwagą słuchał podwładnego.
- A
ta błędna, to nawet nie wie, gdzie przód, gdzie tył.
- Może nie tak bym to ujął i trzeba by najpierw obejrzeć jej papiery od lekarza, ale
zgadzam się. A co z motywem? Jeśli nie tło rabunkowe, to jakie? Zemsta?
- Chyba
tak. Ellen ukradła przecież cudzego narzeczonego.
-
Więc jednak tło rabunkowe – uśmiechnął się pod nosem nadinspektor.
-
Proszę?
-
Nic, nic. Czy ta błędna Kirsty ma kogoś, kto by się zemścił w jej imieniu?
Jakiś brat by pasował.
-
Jedynaczka. Ojciec nie żyje. Matka to już starsza pani. Ale, Sir, to by raczej
tego galancika zabito, jak pan myśli?
- Może
jest zbyt cenny, żeby go zabijać. A może zależy jaką wersję wydarzeń galancik
przedstawił swojej byłej już narzeczonej. On to pewnie chodząca niewinność, a
uwiodła go zła kobieta.
XXX
-
Czy córka rozmawiała z panią o swoim związku z Martinem Swiftem?
-
Tak – odpowiedziała cicho kobieta. - Znajdziecie jej … mor … ? – ostatnie słowo
uwięzło jej w gardle.
- Na pewno.
Nadinspektor
zaczekał chwilę, zanim zadał następne pytanie.
- Jak
córka nawiązała tę znajomość?
-
Poznali się w pociągu. W ubiegłym roku córka dostała pracę w Lichtown i
dojeżdżała codziennie z Pleading. W Mallet zawsze wsiadał Martin. Też dojeżdżał
do pracy w Lichtown. Któregoś dnia przedstawił się, zaczęli
rozmawiać. Ellen mówiła, że był bardzo miły. Po jakimś czasie zaczęli się
spotykać.
-
Córka mówiła pani, że był zaręczony?
- Z
córką? To niemożliwe. Powiedziałaby mi.
-
Nie z córką. Z inną kobietą. Zostawił ją na kilka dni przed ślubem, po tym jak
zaczął spotykać się z Ellen.
-
Och! Nadinspektorze, moja Ellen nie była taka. Nigdy nie umówiłaby się z żonatym,
czy zaręczonym mężczyzną. Mnie mówiła, że spotkała bratnią duszę, że ten ktoś
też jest sam.
-
Jak dawno Ellen przeprowadziła się do Lichtown?
-
Miesiąc temu. Wynajęła ten szeregowiec. Miała dość codziennych dojazdów.
- Dlaczego
pani przyjechała do Lichtown … rano tego dnia?
-
Dzień wcześniej córka miała mnie odwiedzić w Pleading, ale nie zjawiła się i
nie odbierała telefonu. Nigdy wcześniej coś takiego się nie zdarzyło –
kobieta zaszlochała. – Moja kochana córeczka.
XXX
-
Mówcie, White – nadinspektor dopił kolejną kawę.
-
No więc ta przyjaciółka zamordowanej to też bibliotekarka. Okularnica, niezbyt
ładna, zęby krzywe, niska …
-
White, nie jesteście jurorem w konkursie piękności. Do rzeczy.
Posterunkowy
wzruszył ramionami.
-
Sir, ona powiedziała, że Ellen porządna była bardzo. Że ten Martin musiał się
koło niej nachodzić, bo ona nieufna do mężczyzn była. A wcześniej to jednego
chłopaka w liceum miała i jednego na studiach. A może to ten sam? Chyba coś pokręciłem,
Sir. W każdym razie żadna z niej fatalna-jak-jej-tam.
XXX
-
Sir, może warto byłoby porozmawiać z matką błędnej Kirsty Mills?
– spytał sierżant Black nadinspektora.
- Też o tym właśnie myślałem. Jedziemy.
XXX
-
Nadinspektor Wilson i sierżant Black. Pozwoli pani, że zadamy kilka pytań.
-
Komu? Mnie? – około sześćdziesięcioletnia kobieta otworzyła szerzej drzwi
wejściowe. – Proszę, niech panowie wejdą. Jeśli chodzi o te ostatnie kradzieże
z altanek, to można byłoby już w końcu coś z tym zrobić.
- Pani
Mills, my w innej sprawie.
- A
w jakiej? – spytała podejrzliwie kobieta.
-
Brutalnie zamordowano miejscową bibliotekarkę. Pewnie pani słyszała?
-
Brutalnie? – kobieta zamyśliła się.
- Bardzo
brutalnie. Znała ją pani?
-
Nie - odpowiedziała natychmiast Stephanie Mills, odwracając wzrok.
-
To była nowa partnerka pani niedoszłego zięcia.
-
Ach, ona - udała zdziwienie Stephanie Mills, a po chwili dodała. - Zmarnowała mi dziecko.
-
Co ma pani na myśli?
-
Omamiła Martina, usidliła go. Jakby nie ona, to moja Kirsty już by była po ślubie. Szczęśliwa. Ale jeszcze nic straconego. Teraz jak Martin znowu jest wolny, to
wróci do mojej Kirsty. Na klęczkach będzie ją błagał, żeby go z powrotem
przyjęła.
Wilson
i Black spojrzeli na siebie zdziwieni, ale nie odezwali się. Stephanie Mills zaczęła
nagle przestawiać bibeloty na kominku i wycierać kurze rękawem swetra. Mówiła dalej,
nie patrząc na policjantów.
- Mamusia wszystkim się zajęła.
Olga Walter