- Takie
nieszczęście, trup na weselu – posterunkowy White ostrożnie stąpał po podłodze oranżerii,
rozglądając się w poszukiwaniu śladów. – Ale, kto to widział ślub w maju brać.
Przecież wiadomo, że to pech, no i proszę, długo nie czekali. My się z żonką w
kwietniu pobraliśmy, normalnie jak należy. A co to?
-
Co? – nadinspektor Peter Wilson podszedł do drewnianego słupa.
-
To fioletowe na gwoździu. Całkiem spory kawałek. – White wskazał zwiewny materiał.
- Niech
technicy zabezpieczą. Ciemno tu, cholera. Poświećcie, White … bliżej z tą
latarką … – nadinspektor przechylił głowę, żeby się przyjrzeć. – Hm, wygląda jak
z różowej sukienki.
- Fioletowej,
Sir.
XXX
- Ale
się szczerzy na każdym ... Sir, oglądam zdjęcia z tego ślubu, na którym był denat
… znaczy jak był żywy. – posterunkowy White położył plik zdjęć na biurku
nadinspektora Wilsona.
- I
... ? – nadinspektor przyjrzał się zdjęciu na wierzchu.
- Po
śmierci też był taki wyszczerzony. Może mu tam dobrze? Ciekawe, jak tam jest? Tam
… no wie pan …
-
White, idźcie do pastora w niedzielę i spytajcie. Do rzeczy.
-
No więc kilka dziewczyn jest w takich samych fioletowych sukienkach …
-
Co wy znowu z tym fioletem? Przecież to jest różowy. Już to ustaliliśmy.
-
Ja z panem niczego nie ustalałem, Sir. A to jest fioletowy.
-
White! Mamy morderstwo … – nadinspektor z trudem powstrzymał się od użycia
mocnych słów – … i musimy być dokładni.
- Oczywiście,
że musimy być dokładni, i właśnie dlatego to jest fioletowy.
- Black!
– nadinspektor zawołał sierżanta.
-
Jestem. O co cho……?
- Jaki
kolor mają te sukienki? – spytał nadinspektor, stukając palcem w zdjęcia na biurku.
Sierżant
Black przyglądał się przez chwilę i pewnie odpowiedział:
- Fioletowy,
a co?
- I
co ja mówię od początku, Sir? – powiedział posterunkowy White z wyższością.
Nadinspektor
zacisnął zęby:
- Black
do siebie! White zostaje! I co z tymi dziewczynami?
- Druhnami. – powiedział posterunkowy pouczającym tonem. – Trzeba by może się ich
wszystkich spytać, co robiły w chwili śmierci Johna Hurleya.
-
To spytajcie.
- Sam?! Ich tu z osiem jest ... – stwierdził zniechęcony White.
-
To ja, na waszym miejscu, White, już bym zaczynał.
XXX
Posterunkowy
White wszedł do gabinetu nadinspektora Wilsona i ciężko opadł na krzesło:
- Ale
mnie pan na taką ciężką robotę wysłał, Sir. – powiedział z wyrzutem w głosie.
- Rozmowy
z druhnami was zmęczyły? White, was mówienie nigdy nie męczy. – zauważył z
przekąsem nadinspektor.
- I
sam pan przyzna, że z każdym umiem porozmawiać. Co racja, to racja. –
odpowiedział dumnie posterunkowy, nie zauważając ironii nadinspektora. – Tylko,
że ich aż osiem dziewuch i jakby nie mogły obok siebie mieszkać. Całe Lichtown
musiałem przez to zjeździć. Zresztą mnie się bardziej o to rozchodzi, Sir, że dzisiaj
upał, a klima w samochodzie nawaliła.
-
Zajmiecie się klimatyzacją po południu.
-
Tak jest. – posterunkowy wstał z krzesła i nalał sobie wodę z dystrybutora. – Nalać
panu też?
-
Nie, dziękuję.
- Siedem
z nich mi w rękaw płakało. – posterunkowy wypił duszkiem wodę z
plastikowego kubka. – A jedna w ogóle się nie odzywała. I nie płakała.
- I
co w związku z tym?
Posterunkowy
White usiadł na krześle i otarł pot z czoła.
- To
ona zabiła. To oczywiste.
- Nie
tak prędko, White. – nadinspektor przewrócił oczami. – A która ma podartą
sukienkę?
- Jennifer
Clancy, ale ona najbardziej płakała. To musiał być dla niej duży szok.
-
Jak się tłumaczyła, skąd ta dziura?
- Przewróciła
się w ogrodzie o gałąź.
- Teraz
ja z nią porozmawiam.
XXX
Jennifer
Clancy uchyliła drzwi wejściowe.
-
Nadinspektor Peter Wilson. Muszę z panią porozmawiać. – nadinspektor lekko
popchnął drzwi i poszedł za kobietą do salonu.
Podłoga
była usłana papierowymi chusteczkami.
-
Panno Clancy, został zamordowany człowiek. – nadinspektor Wilson nigdy nie
wiedział, jak się zachować w obecności płaczącej kobiety i chciał jak
najszybciej zakończyć rozmowę. – Czy to pani go zabiła?
-
Nieeeee! – zaszlochała.
- W
takim razie, po co poszła pani do oranżerii?
-
Nie byłam w żadnej oranżerii! – krzyknęła.
- Ale
to właśnie tam znaleźliśmy kawałek pani sukienki. Zostanie pani ukarana za
składanie fałszywych zeznań, więc … – nadinspektor zawiesił głos.
-
Booo ... umówiłam się tam ... z ... – dukała kobieta przez łzy.
-
Z denatem?
-
Taaak! – Jennifer Clancy wzięła kolejną chusteczkę.
- Czy
jego żona też była na przyjęciu?
- Taaak!
Ale to mnie kochał! – wykrzyczała.
-
Niech pani opowie, jak było.
- Weszłam
i ... zaczęłam go wołać ... tak cicho ... nie odpowiadał. Bałam się, bo tam
było dość ciemno ... aż się ... aż się ... o niego potknęłam. – kobieta znów
zapłakała. – Nic nie odpowiadał … nie ruszał się …
-
Dlaczego pani nikogo nie zawiadomiła?
-
Nie wiem ... wystraszyłam się i uciekłam .... biegłam do samego domu.
-
Rozumiem, że wersja o sukience podartej o gałąź jest już nieaktualna.
Kobieta
zastanawiała się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Zahaczyłam
o coś w oranżerii.
XXX
Nadinspektor Wilson wyszedł z gabinetu i krzyknął w kierunku dyżurki:
- Black sprawdźcie mejle! Jest już raport od patologa?!
Sierżant wyjrzał na korytarz.
- Tak. Już niosę wydruk. Żadnych odcisków palców. Facet oberwał po łbie metalowym narzędziem. Ten zakrwawiony młotek tapicerski, który znaleźliśmy w oranżerii idealnie pasuje.
- Mężczyzna mu przyłożył? - właściwie stwierdził nadinspektor.
- Niekoniecznie. Z tego, co napisał patolog wynika, że kobieta też dałaby radę.
- A swoją drogą ciekawe, skąd taki młotek w oranżerii.
XXX
Posterunkowy
White zbliżył jakieś zdjęcie do twarzy nadinspektora Wilsona.
-
Co znowu? – spytał zniecierpliwiony nadinspektor, przenosząc wzrok z ekranu
komputera na fotografię.
-
Ta bogini obok denata, to wdowa. Może ją przesłucham, Sir? – zaoferował
ochoczo posterunkowy.
-
Ostatnio rozmowy z kobietami was męczą, White. Nie chciałbym, żebyście się
przemęczali.
-
Poświęcę się, Sir.
- Nie
trzeba. Sam się tym dzisiaj zajmę. I tak jadę do stolarza w sprawie młotka tapicerskiego, a to po drodze.
XXX
-
Dzień dobry, nadinspektorze. Proszę, niech pan wejdzie. Tu w hali chłodniej niż
na dworze. Słyszałem, że kupił pan dom, to pewnie jakieś mebelki na wymiar? – stolarz
James Murray zamknął za sobą drzwi.
-
Nie, dziękuję. – nadinspektor Peter Wilson rozejrzał się po ogromnym
pomieszczeniu.
- Jak
pan potrzebuje na już, to mam coś gotowego. Niech pan tylko rzuci okiem. O, na
przykład te …
-
Ja służbowo. Znał pan Johna Hurleya, tego mężczyznę zamordowanego w czasie
wesela u …?
- …
cholernego mecenasa Matthew Lewisa. Niech go jasny szlag. Nie, nie znałem.
- Był
pan na weselu?
-
Tylko w kościele. Żona mi kazała iść. Musiałem się wbić w garnitur i za ciasne
buty. A na wesele nie miałem zaproszenia. Za wysokie progi.
-
Morderca użył młotka tapicerskiego. – nadinspektor obserwował reakcję mężczyzny.
James
Murray nie robił wrażenia zbitego z tropu.
-
Czy ja się domyślam do czego pan zmierza? Faktycznie, mam w firmie takie młotki,
ale do robienia mebli, a nie żeby ludzi mordować? Nadinspektorze, co pan?
-
Zginęły panu jakieś narzędzia?
- Tyle
tu tego, że bez sprawdzenia trudno tak od razu powiedzieć.
XXX
-
Jeszcze herbaty? – spytała atrakcyjna brunetka.
-
Nie, dziękuję, pani Hurley. – nadinspektor Peter Wilson odstawił filiżankę na
stolik.
Margaret
Hurley, ruchem głowy, odprawiła pokojówkę.
- Kto
mógłby chcieć śmierci pani męża? – spytał nadinspektor, gdy drzwi się zamknęły.
- Kilka
osób by się znalazło.
Nadinspektor
spojrzał pytająco na kobietę.
- Mąż
był ksenofobem, mizoginem, rasistą, seksistą, zarozumiałym bubkiem i
kobieciarzem. - kobieta się uśmiechnęła. - Coś z tej listy musiało go w końcu zabić.
- A co pani w nim przeszkadzało? - spytał poważnie nadinspektor. Tym razem Margaret Hurley głośno się zaśmiała.
- Nic. Był bajecznie bogaty.
XXX
- Spóźnił
się pan! Jako prawnik, powiadam panu, że nie zapłacę!
- A
ja, jako stolarz, tłumaczę panu jak człowiekowi, że drewno na meble dopiero
jedzie. Uprzedzałem, że się nie uda. Równie dobrze mógł pan zamówić te meble
dzień przed ślubem syna.
-
Panowie. – przywitał się nadinspektor Peter Wilson, wchodząc przez uchylone drzwi do gabinetu
mecenasa Matthew Lewisa.
- Witam,
nadinspektorze. Pan Murray już wychodzi.
-
To chce pan te meble, czy nie? – spytał James Murray. – Bo ja mam kolejkę chętnych.
Bez problemu sprzedam.
- A
czy ja powiedziałem, że nie chcę? – wycedził przez zęby prawnik.
-
Pan nadinspektor świadkiem. Do widzenia. – stolarz włożył czapkę i wyszedł
z gabinetu.
-
Nadinspektorze, proszę usiąść. Papierosa?
-
Rzucam.
Matthew
Lewis usiadł w fotelu naprzeciwko i wyjął z kieszeni papierośnicę, po czym
włożył ją z powrotem.
- Właściwie
ja też rzucam. Serce mi ostatnio nawala. Za dużo wydatków. I jeszcze ten trup. Nawet
go nie znałem, to gość ze strony panny młodej.
-
Ale oranżeria pańska. – zauważył nadinspektor.
-
Niestety. Mnie też pan oczywiście podejrzewa?
-
Na tym etapie śledztwa podejrzewam wszystkich. Miałby pan motyw?
- Jak
powiedziałem, w ogóle nie znałem denata.
- A
może to przypadkowa śmierć? – zasugerował nadinspektor.
- Co
pan ma na myśli? – spytał podejrzliwie prawnik.
- Czekał
na kochankę w pańskiej oranżerii, pan też tam po coś poszedł, było ciemno, zaatakował pan intruza. Stało się.
-
Lubię pańskie poczucie humoru. Musimy się kiedyś spotkać w większym gronie. Może burmistrz
też wpadnie.
- Mecenasie,
skąd młotek tapicerski w pana oranżerii?
- A
mnie skąd to wiedzieć? – parsknął prawnik. – … Chociaż, wie pan co? – mecenas
Lewis pogładził się po brodzie. – Jak zamawiałem meble do oranżerii u tego
partacza Murraya, to on przyszedł z jakimiś narzędziami. Nie zwróciłem uwagi,
ale może tego młotka zapomniał.
XXX
-
Mamy impas. – nadinspektor Wilson nerwowo uderzał ołówkiem w blat biurka.
-
Sir, nie wiem, co to impas, ale zauważył pan, że druhny w rękawiczkach były? – sierżant Black przyglądał się przez chwilę nadinspektorowi i spytał. – Długo pan już nie pali?
-
Drugi tydzień.
Black pokiwał głową ze zrozumieniem.
-
Przeszkadza wam to? – nadinspektor odłożył ołówek.
-
Jeśli panu pomaga.
- W
jakich rękawiczkach? – ocknął się nadinspektor.
-
Takich za łokcie, jak w starych filmach …
Nadinspektor
zerwał się z krzesła.
- Jedziemy,
Black. Ta druhna, co tak płakała, ta … – zastanawiając się, nadinspektor
pstrykał palcami. – … ta Jennifer Clancy, … może się ich jeszcze nie pozbyła.
XXX
- Już
jestem, Sir! – krzyknął sierżant Black jeszcze z korytarza, a wchodząc do
gabinetu nadinspektora Wilsona już ciszej powiedział. – Straszne
korki na drodze. Wszyscy nad morze walą. W laboratorium w Pleading obiecali, że
zajmą się tymi zakrwawionymi rękawiczkami w pierwszej kolejności. – sierżant
Black zdjął czapkę i rozpiął mundur. – Jakby była zima, to pewnie by je w kominku spaliła.
Ale w upały ... żal mi jej.
-
Ale głupie te dziewuchy. – skwitował posterunkowy White oparty o dystrybutor z
wodą.
-
To przecież on ją zwodził. – obruszył się sierżant Black. – Jak u niej byliśmy z
nadinspektorem, to w końcu powiedziała, że denat kazał jej przyjść do oranżerii
i ona myślała, że się jej oświadczy. A jak się okazało, że z nią zrywa, no to
go walnęła tym młotkiem.
-
Może by żył, gdyby jej to oznajmił w eleganckiej restauracji przy świadkach? – rzucił
nadinspektor, zbierając się do wyjścia.
- Ciekawe,
czy tylko na jego forsę leciała? Bo ja to swoją żonkę na poczucie humoru
poderwałem. Wprost za mną szalała. – posterunkowy White wyprostował się. – No i
w ogóle, że przystojny jestem.
Olga Walter
* Wielbicieli
Sherlocka Holmesa z całego serca przepraszam za tytuł tego opowiadania.