poniedziałek, 7 sierpnia 2017

26. Studium w fiolecie*

- Takie nieszczęście, trup na weselu – posterunkowy White ostrożnie stąpał po podłodze oranżerii, rozglądając się w poszukiwaniu śladów. – Ale, kto to widział ślub w maju brać. Przecież wiadomo, że to pech, no i proszę, długo nie czekali. My się z żonką w kwietniu pobraliśmy, normalnie jak należy. A co to?
- Co? – nadinspektor Peter Wilson podszedł do drewnianego słupa.
- To fioletowe na gwoździu. Całkiem spory kawałek. – White wskazał zwiewny materiał.
- Niech technicy zabezpieczą. Ciemno tu, cholera. Poświećcie, White … bliżej z tą latarką … – nadinspektor przechylił głowę, żeby się przyjrzeć. – Hm, wygląda jak z różowej sukienki.
- Fioletowej, Sir.

XXX

- Ale się szczerzy na każdym ... Sir, oglądam zdjęcia z tego ślubu, na którym był denat … znaczy jak był żywy. – posterunkowy White położył plik zdjęć na biurku nadinspektora Wilsona.
- I ... ? – nadinspektor przyjrzał się zdjęciu na wierzchu.
- Po śmierci też był taki wyszczerzony. Może mu tam dobrze? Ciekawe, jak tam jest? Tam … no wie pan …
- White, idźcie do pastora w niedzielę i spytajcie. Do rzeczy.
- No więc kilka dziewczyn jest w takich samych fioletowych sukienkach …
- Co wy znowu z tym fioletem? Przecież to jest różowy. Już to ustaliliśmy.
- Ja z panem niczego nie ustalałem, Sir. A to jest fioletowy.
- White! Mamy morderstwo … – nadinspektor z trudem powstrzymał się od użycia mocnych słów – … i musimy być dokładni.
- Oczywiście, że musimy być dokładni, i właśnie dlatego to jest fioletowy.
- Black! – nadinspektor zawołał sierżanta.
- Jestem. O co cho……?
- Jaki kolor mają te sukienki? – spytał nadinspektor, stukając palcem w zdjęcia na biurku.
Sierżant Black przyglądał się przez chwilę i pewnie odpowiedział:
- Fioletowy, a co?
- I co ja mówię od początku, Sir? – powiedział posterunkowy White z wyższością.
Nadinspektor zacisnął zęby:
- Black do siebie! White zostaje! I co z tymi dziewczynami?
- Druhnami. – powiedział posterunkowy pouczającym tonem. – Trzeba by może się ich wszystkich spytać, co robiły w chwili śmierci Johna Hurleya.
- To spytajcie.
- Sam?! Ich tu z osiem jest ... – stwierdził zniechęcony White.
- To ja, na waszym miejscu, White, już bym zaczynał.

XXX

Posterunkowy White wszedł do gabinetu nadinspektora Wilsona i ciężko opadł na krzesło:
- Ale mnie pan na taką ciężką robotę wysłał, Sir. – powiedział z wyrzutem w głosie.
- Rozmowy z druhnami was zmęczyły? White, was mówienie nigdy nie męczy. – zauważył z przekąsem nadinspektor.
- I sam pan przyzna, że z każdym umiem porozmawiać. Co racja, to racja. – odpowiedział dumnie posterunkowy, nie zauważając ironii nadinspektora. – Tylko, że ich aż osiem dziewuch i jakby nie mogły obok siebie mieszkać. Całe Lichtown musiałem przez to zjeździć. Zresztą mnie się bardziej o to rozchodzi, Sir, że dzisiaj upał, a klima w samochodzie nawaliła.
- Zajmiecie się klimatyzacją po południu.
- Tak jest. – posterunkowy wstał z krzesła i nalał sobie wodę z dystrybutora. – Nalać panu też?
- Nie, dziękuję.
- Siedem z nich mi w rękaw płakało. – posterunkowy wypił duszkiem wodę z plastikowego kubka. – A jedna w ogóle się nie odzywała. I nie płakała.
- I co w związku z tym?
Posterunkowy White usiadł na krześle i otarł pot z czoła.
- To ona zabiła. To oczywiste.
- Nie tak prędko, White. – nadinspektor przewrócił oczami. – A która ma podartą sukienkę?
- Jennifer Clancy, ale ona najbardziej płakała. To musiał być dla niej duży szok.
- Jak się tłumaczyła, skąd ta dziura?
- Przewróciła się w ogrodzie o gałąź.
- Teraz ja z nią porozmawiam.

XXX

Jennifer Clancy uchyliła drzwi wejściowe.
- Nadinspektor Peter Wilson. Muszę z panią porozmawiać. – nadinspektor lekko popchnął drzwi i poszedł za kobietą do salonu.
Podłoga była usłana papierowymi chusteczkami.
- Panno Clancy, został zamordowany człowiek. – nadinspektor Wilson nigdy nie wiedział, jak się zachować w obecności płaczącej kobiety i chciał jak najszybciej zakończyć rozmowę. – Czy to pani go zabiła?
- Nieeeee! – zaszlochała.
- W takim razie, po co poszła pani do oranżerii?
- Nie byłam w żadnej oranżerii! – krzyknęła.
- Ale to właśnie tam znaleźliśmy kawałek pani sukienki. Zostanie pani ukarana za składanie fałszywych zeznań, więc … – nadinspektor zawiesił głos.
- Booo ... umówiłam się tam ... z ... – dukała kobieta przez łzy.
- Z denatem?
- Taaak! – Jennifer Clancy wzięła kolejną chusteczkę.
- Czy jego żona też była na przyjęciu?
- Taaak! Ale to mnie kochał! – wykrzyczała.
- Niech pani opowie, jak było.
- Weszłam i ... zaczęłam go wołać ... tak cicho ... nie odpowiadał. Bałam się, bo tam było dość ciemno ... aż się ... aż się ... o niego potknęłam. – kobieta znów zapłakała. – Nic nie odpowiadał … nie ruszał się …
- Dlaczego pani nikogo nie zawiadomiła?
- Nie wiem ... wystraszyłam się i uciekłam .... biegłam do samego domu.
- Rozumiem, że wersja o sukience podartej o gałąź jest już nieaktualna.
Kobieta zastanawiała się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Zahaczyłam o coś w oranżerii.

XXX

Nadinspektor Wilson wyszedł z gabinetu i krzyknął w kierunku dyżurki:
- Black sprawdźcie mejle! Jest już raport od patologa?!
Sierżant wyjrzał na korytarz.
- Tak. Już niosę wydruk. Żadnych odcisków palców. Facet oberwał po łbie metalowym narzędziem. Ten zakrwawiony młotek tapicerski, który znaleźliśmy w oranżerii idealnie pasuje.
- Mężczyzna mu przyłożył? - właściwie stwierdził nadinspektor.
- Niekoniecznie. Z tego, co napisał patolog wynika, że kobieta też dałaby radę.
- A swoją drogą ciekawe, skąd taki młotek w oranżerii.

XXX

Posterunkowy White zbliżył jakieś zdjęcie do twarzy nadinspektora Wilsona.
- Co znowu? – spytał zniecierpliwiony nadinspektor, przenosząc wzrok z ekranu komputera na fotografię.
- Ta bogini obok denata, to wdowa. Może ją przesłucham, Sir? – zaoferował ochoczo posterunkowy.
- Ostatnio rozmowy z kobietami was męczą, White. Nie chciałbym, żebyście się przemęczali.
- Poświęcę się, Sir.
- Nie trzeba. Sam się tym dzisiaj zajmę. I tak jadę do stolarza w sprawie młotka tapicerskiego, a to po drodze.

XXX

- Dzień dobry, nadinspektorze. Proszę, niech pan wejdzie. Tu w hali chłodniej niż na dworze. Słyszałem, że kupił pan dom, to pewnie jakieś mebelki na wymiar? – stolarz James Murray zamknął za sobą drzwi.
- Nie, dziękuję. – nadinspektor Peter Wilson rozejrzał się po ogromnym pomieszczeniu.
- Jak pan potrzebuje na już, to mam coś gotowego. Niech pan tylko rzuci okiem. O, na przykład te …
- Ja służbowo. Znał pan Johna Hurleya, tego mężczyznę zamordowanego w czasie wesela u …?
- … cholernego mecenasa Matthew Lewisa. Niech go jasny szlag. Nie, nie znałem.
- Był pan na weselu?
- Tylko w kościele. Żona mi kazała iść. Musiałem się wbić w garnitur i za ciasne buty. A na wesele nie miałem zaproszenia. Za wysokie progi.
- Morderca użył młotka tapicerskiego. – nadinspektor obserwował reakcję mężczyzny.
James Murray nie robił wrażenia zbitego z tropu.
- Czy ja się domyślam do czego pan zmierza? Faktycznie, mam w firmie takie młotki, ale do robienia mebli, a nie żeby ludzi mordować? Nadinspektorze, co pan?
- Zginęły panu jakieś narzędzia?
- Tyle tu tego, że bez sprawdzenia trudno tak od razu powiedzieć.

XXX

- Jeszcze herbaty? – spytała atrakcyjna brunetka.
- Nie, dziękuję, pani Hurley. – nadinspektor Peter Wilson odstawił filiżankę na stolik.
Margaret Hurley, ruchem głowy, odprawiła pokojówkę.
- Kto mógłby chcieć śmierci pani męża? – spytał nadinspektor, gdy drzwi się zamknęły.
- Kilka osób by się znalazło.
Nadinspektor spojrzał pytająco na kobietę.
- Mąż był ksenofobem, mizoginem, rasistą, seksistą, zarozumiałym bubkiem i kobieciarzem. - kobieta się uśmiechnęła. - Coś z tej listy musiało go w końcu zabić.
- A co pani w nim przeszkadzało? - spytał poważnie nadinspektor. Tym razem Margaret Hurley głośno się zaśmiała.
- Nic. Był bajecznie bogaty.

XXX

- Spóźnił się pan! Jako prawnik, powiadam panu, że nie zapłacę!
- A ja, jako stolarz, tłumaczę panu jak człowiekowi, że drewno na meble dopiero jedzie. Uprzedzałem, że się nie uda. Równie dobrze mógł pan zamówić te meble dzień przed ślubem syna.
- Panowie. – przywitał się nadinspektor Peter Wilson, wchodząc przez uchylone drzwi do gabinetu mecenasa Matthew Lewisa.
- Witam, nadinspektorze. Pan Murray już wychodzi.
- To chce pan te meble, czy nie? – spytał James Murray. – Bo ja mam kolejkę chętnych. Bez problemu sprzedam.
- A czy ja powiedziałem, że nie chcę? – wycedził przez zęby prawnik.
- Pan nadinspektor świadkiem. Do widzenia. – stolarz włożył czapkę i wyszedł z gabinetu.
- Nadinspektorze, proszę usiąść. Papierosa?
- Rzucam.
Matthew Lewis usiadł w fotelu naprzeciwko i wyjął z kieszeni papierośnicę, po czym włożył ją z powrotem.
- Właściwie ja też rzucam. Serce mi ostatnio nawala. Za dużo wydatków. I jeszcze ten trup. Nawet go nie znałem, to gość ze strony panny młodej.
- Ale oranżeria pańska. – zauważył nadinspektor.
- Niestety. Mnie też pan oczywiście podejrzewa?
- Na tym etapie śledztwa podejrzewam wszystkich. Miałby pan motyw?
- Jak powiedziałem, w ogóle nie znałem denata.
- A może to przypadkowa śmierć? – zasugerował nadinspektor.
- Co pan ma na myśli? – spytał podejrzliwie prawnik.
- Czekał na kochankę w pańskiej oranżerii, pan też tam po coś poszedł, było ciemno, zaatakował pan intruza. Stało się.
- Lubię pańskie poczucie humoru. Musimy się kiedyś spotkać w większym gronie. Może burmistrz też wpadnie.
- Mecenasie, skąd młotek tapicerski w pana oranżerii?
- A mnie skąd to wiedzieć? – parsknął prawnik. – … Chociaż, wie pan co? – mecenas Lewis pogładził się po brodzie. – Jak zamawiałem meble do oranżerii u tego partacza Murraya, to on przyszedł z jakimiś narzędziami. Nie zwróciłem uwagi, ale może tego młotka zapomniał.

XXX

- Mamy impas. – nadinspektor Wilson nerwowo uderzał ołówkiem w blat biurka.
- Sir, nie wiem, co to impas, ale zauważył pan, że druhny w rękawiczkach były? – sierżant Black przyglądał się przez chwilę nadinspektorowi i spytał. – Długo pan już nie pali?
- Drugi tydzień.
Black pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Przeszkadza wam to? – nadinspektor odłożył ołówek.
- Jeśli panu pomaga.
- W jakich rękawiczkach? – ocknął się nadinspektor.
- Takich za łokcie, jak w starych filmach …
Nadinspektor zerwał się z krzesła.
- Jedziemy, Black. Ta druhna, co tak płakała, ta … – zastanawiając się, nadinspektor pstrykał palcami. – … ta Jennifer Clancy, … może się ich jeszcze nie pozbyła.

XXX

- Już jestem, Sir! – krzyknął sierżant Black jeszcze z korytarza, a wchodząc do gabinetu nadinspektora Wilsona już ciszej powiedział. – Straszne korki na drodze. Wszyscy nad morze walą. W laboratorium w Pleading obiecali, że zajmą się tymi zakrwawionymi rękawiczkami w pierwszej kolejności. – sierżant Black zdjął czapkę i rozpiął mundur. – Jakby była zima, to pewnie by je w kominku spaliła. Ale w upały ... żal mi jej.
- Ale głupie te dziewuchy. – skwitował posterunkowy White oparty o dystrybutor z wodą.
- To przecież on ją zwodził. – obruszył się sierżant Black. – Jak u niej byliśmy z nadinspektorem, to w końcu powiedziała, że denat kazał jej przyjść do oranżerii i ona myślała, że się jej oświadczy. A jak się okazało, że z nią zrywa, no to go walnęła tym młotkiem.
- Może by żył, gdyby jej to oznajmił w eleganckiej restauracji przy świadkach? – rzucił nadinspektor, zbierając się do wyjścia.
- Ciekawe, czy tylko na jego forsę leciała? Bo ja to swoją żonkę na poczucie humoru poderwałem. Wprost za mną szalała. – posterunkowy White wyprostował się. – No i w ogóle, że przystojny jestem.

Olga Walter


* Wielbicieli Sherlocka Holmesa z całego serca przepraszam za tytuł tego opowiadania.