środa, 2 grudnia 2015

22. Afekt


- White, jak wam minęły święta? Pewnie się objedliście, co? – pytając, nadinspektor Peter Wilson poprawił sobie twarzowy krawat, który dostał w prezencie od mamy.
- Mhm – wymamrotał w odpowiedzi posterunkowy i jeszcze wyżej postawił kołnierz kurtki.
- A pełnym zdaniem – nadinspektor zaczął nabierać podejrzeń, co do stanu zdrowia podwładnego.
- Mhm.
Nadinspektor kiwnął głową do sierżanta Blacka, a ten podszedł do posterunkowego i bezceremonialnie obejrzał jego twarz.
- Sir, on cały spuchnięty z lewej strony jest.
- White, boli was ząb? – spytał z troską nadinspektor.
- Yyy – posterunkowy zdecydowanie zaprzeczył.
- Dosyć tego. Black, zaprowadźcie go do dentysty. Jak rwać, to rwać - nadinspektor mrugnął porozumiewawczo do sierżanta. - i zaraz do roboty z powrotem.
- Tak jest – odpowiedział niechętnie sierżant Black i odstawił kubek z kawą.
- Yyy! – zaprotestował przerażony posterunkowy White.
Sierżant Black lekko popchnął posterunkowego w kierunku korytarza.
- White, no idź!

XXX

- Black? Już po wszystkim? Tak szybko? – nadinspektor Wilson był zdziwiony telefonem od sierżanta.
- Nie. White ma dzisiaj szczęście. Ktoś zamordował asystentkę doktora.

XXX

Nadinspektor Peter Wilson wszedł do poczekalni dentysty i kiwnął wszystkim głową na powitanie, a sierżant Black od razu zaczął relacjonować.
- Sir, więc było tak: wchodzimy do poczekalni, w środku siedzi tylko Lawrence Thatcher i wybiera sobie gazetę ze stolika. Grzecznie pytamy, znaczy ja pytam – wskazał na siebie sierżant. – bo White to ... sam pan wie. No więc pytam, czy doktor już przyjmuje pacjentów. Lawrence mówi, że nie wie, bo też dopiero przyszedł. Faktycznie, jest trochę zziajany. Asystentki akurat nie ma przy biurku, to sobie myślę, że zajrzę do gabinetu. W końcu policjanta na służbie doktor nie wyprosi. Zaglądam i pytam, kiedy nas przyjmie, to znaczy White’a, a doktor jak na mnie nie huknie, że mam pytać pannę Evans. Wycofałem się i podszedłem do rejestracji. Myślę, chwilę mogę na tę pannę Evans poczekać. A ta biedaczka pod biurkiem leży. Wszedłem za kontuar, żeby tętno sprawdzić, no wiadomo ... A z jej szyi długopis wystaje ... firmowy doktora ... Niech to szlag ... taka młoda. – sierżant ciężko westchnął. – Od razu zadzwoniłem do Pleading po ekipę, a potem do pana, Sir.
- Jakim cudem są tu przede mną?
- Właśnie jechali z innej roboty. Dosłownie przez Lichtown przejeżdżali. W Bludgeon w czasie świąt jedna rodzina się pokłóciła i ofiary w ludziach są.
- Może prezenty się nie podobały. A ten, co siedzi obok Lawrence‘a, to kto?
- Licówki. To on był w gabinecie, jak z Whitem przyszliśmy – sierżant zajrzał do notatnika. – Nazywa się Matt Smith.
- Sierżancie, wygońcie White’a na posterunek. Niech tu nie straszy tą spuchniętą gębą. Coś przeciwbólowego w naszej apteczce znajdzie.
- Tylko, że ja ostatnio wszystko wyjadłem.
- To już niech White sobie jakoś radzi. Obejrzę zwłoki, żeby chłopaki mogli robić swoje, a potem pogadam z doktorem.
- A ja?
- Na razie maglujcie Lawrence‘a.
- Tak jest. A licówki?
- Niech czeka, sam go potem przepytam.

XXX

Nadinspektor Wilson wszedł do gabinetu doktora Cowella.
- Muszę zadać panu kilka pytań.
- Oczywiście, ale czy mogę najpierw skończyć zajmować się pacjentem? Sierżant Black kazał mu siedzieć w poczekalni.
- Boli go w tej chwili? – w głosie nadinspektora nie było słychać współczucia.
- Nie.
- Więc, niech czeka. O której widział się pan rano z panną Evans?
- Nie widziałem jej.
- Jak to?
- Mieszkam w tym budynku, mam osobne wejście bezpośrednio do gabinetu.
- Czy ma pan jakieś podejrzenie, co do sprawcy zabójstwa?
- Nie.
- Ten młody człowiek, pana pacjent ... co pan o nim wie?
- Matt Smith? – upewnił się doktor Cowell. – Bardzo dba o zęby. Często przychodzi.
- Był znajomym panny Evans?
- Nie. Bardzo oficjalnie z nim rozmawiała. Jak kiedyś zażartowałem, że pan Smith na pewno chciałby się z nią umówić, to odpowiedziała, że chyba w marzeniach. Może faktycznie nie jego liga.

XXX

- Może pan mówić? – nadinspektor Wilson podszedł do Matta Smitha.
- Tak. To przesłuchanie? – spytał mężczyzna niepewnie.
- Ależ skąd. Po prostu, miał pan pecha znaleźć się tu w niewłaściwym czasie i dlatego chcę zadać panu kilka pytań.
Matt Smith kiwnął głową.
- Gdzie była panna Evans, gdy wszedł pan dzisiaj do poczekalni?
- Nie wiem. Nie tutaj.
- A jakiś pacjent już czekał?
- Nie.
- Pana wizyta była wcześniej umówiona, czy to nagły przypadek?
- Umówiona. Jeszcze przed świętami dzwoniłem – mężczyzna odzyskał pewność siebie.
- Co pan zrobił po przyjściu?
- Usiadłem na krześle, na tym samym, co teraz, ale jak tylko wziąłem „Dziennik sportowy“ do ręki, to z gabinetu wyszedł doktor Cowell i kazał mi wejść. Wiele się nie naczytałem.
- Doktor nie był zdziwiony, że panny Evans nie ma w rejestracji?
- Chyba nie? W końcu ma kobieta prawo wyjść na chwilę, napić się czy coś. He, he.
- A pan podchodził do rejestracji?
- A po co? – spytał podejrzliwie Matt Smith.
- Żeby poinformować, że już pan przyszedł.
- Z rejestracji widać, kto wchodzi. Zresztą już powiedziałem, że Camilli ... panny Evans nie było przy biurku.
- Byliście znajomymi?
- Nie.
- Doktor mówił, że często rozmawialiście.
- To ona zagadywała.

XXX

- Wstawcie czajnik, Black. Ale ziąb – nadinspektor Wilson niechętnie zdjął kurtkę. – Co wam powiedział Lawrence Thatcher?
- Że ma bardzo dobrą ofertę dla pana. Tym razem ze sporym ogrodem. Tak jak pan prosił.
- Zadzwonię do niego po Nowym Roku. Chyba, że to on zamordował, wtedy będę musiał znaleźć innego agenta nieruchomości. Dawaj, co masz.
- Lawrence mówi, że jak wszedł do poczekalni, to nikogo nie było, a ledwie usiadł, to my z White’m przyszliśmy, a potem to już wiadomo. Tyle z niego wycisnąłem.
- Niewiele. Nic nie słyszał, nic nie widział? Pytaliście?
- Pytałem. Nic.
- A to, że był zziajany? Może mordowanie tak go zmęczyło, co?
- Trzy razy mi powtarzał, że chwilę wcześniej wszedł po schodach. Że jak będę w jego wieku to ...
- A ile tam tych schodów? W dwóch podskokach można wejść.
- Pan i ja w dwóch, ale dla niego Himalaje. Sir, tak sobie myślę ... naprzeciwko gabinetu doktora Cowella jest sklep Anny Weller. Może coś widziała? Przejdę się do niej, dobrze?

XXX

- Sir, akurat w sklepie nie było ludzi – sierżant Black zamrugał oczami, przedrzeźniając Annę Weller. – to podeszła do okna i patrzyła na ulicę. Mówi, że widziała wszystkich po kolei, jak wchodzili do gabinetu. Najpierw Matt Smith, potem Lawrence Thatcher, a potem ja i White. Jeszcze mi dokładny czas podała, bo ma w sklepie zegar nad drzwiami. – sierżant Black podał nadinspektorowi zapisaną kartkę.
- Sugerowaliście jej odpowiedzi? – spytał nadinspektor.
- Sir, nigdy w życiu! – oburzył się Black. – Świeżo po szkoleniu jestem, Sir!
- Dobrze, dobrze.
- Sir, a może to doktor?
- Wątpię. Co o nim wiemy?
- Ludzie bardzo go lubią, chociaż dentysta. Ha, ha! Parkuje prawidłowo, nie przekracza prędkości ... Ale chętnie sprawdziłbym go dokładniej.
- Szkoda czasu. Mój nos mi mówi, że to nie on. Za to Matt Smith mnie niepokoi. Pogadajmy sobie z nim.

XXX

- Ładna choinka – powiedział nadinspektor Wilson, gdy Matt Smith wprowadził jego i sierżanta Blacka do niewielkiego pokoju na parterze szeregowca.
- Dzieciaki siostry pomagały ubierać. Panowie siadają.
- Pan bardzo dba o zęby – stwierdził nadinspektor.
- To chyba normalne – odburknął Smith.
- Wie pan, normalne to jest plombowanie – nadinspektor dotknął językiem lewej górnej szóstki. – ale licówki to jednak trochę więcej niż norma. Do czego to panu potrzebne? Gdzie pan pracuje? W telewizji?
- Chwilowo nigdzie.
- A przedtem?
- W budowlance.
- Co się stało? Roboty nie ma?
- Jest. Szef mnie zwolnił.
- Piłeś? – spytał wprost nadinspektor.
- Ani kropli! – obruszył się Matt Smith. – Powiedział, że jestem konfliktowy. Idiota! Jak mi coś nie pasuje, to nie będę siedział cicho, co nie?
- Podobała ci się?
- Kto?
- Camilla Evans.
- Brzydka nie była.
- Odmówiła ci? Obraziła cię?
Matt Smith nie odpowiedział.
- Słuchaj, mamy świadka, który widział przez okno, co robisz – powiedział nadinspektor.
- To źle widział! Dlaczego miałbym ją zabijać? Co to, ona jedna na świecie? – prychnął Smith.
- A może o to chodzi, że jedna? Zabiłeś ją, bo nie chciała się z tobą umówić. A podobała ci się jak cholera. To dla niej sobie licóweczki robiłeś.
- Niech pan przestanie.
- Myślę, że było tak: przyszedłeś, znowu ją chciałeś gdzieś zaprosić, powiedziała ci, żebyś spadał, albo i gorzej. Kto by to wytrzymał? Akurat ci się długopis nawinął, no to ją tym długopisem bach! Przez nią następne choinki będziesz z naczelnikiem więzienia ubierał.
- Niech pan przestanie!
- Papierosa?
Matt Smith sięgnął drżącą dłonią do paczki.
- O, widzę mańkut jesteś! Chłopie, siedzisz w tym po szyję, bo właśnie od mańkuta oberwała. Tak się zastanawiam, ile dostaniesz. Jak myślicie, sierżancie? Dożywocie, prawda?
- Niech pan przestanie! Tak, to ja ją zabiłem, tylko niech pan już przestanie!

XXX

- Ale go pan rozmiękczył, Sir – sierżant Black był pełen uznania. – A nie mówił pan, że mamy świadka, który widział morderstwo.
- Bo nie mamy. Jedyny świadek to Anna Weller – powiedział  nadinspektor Peter Wilson.
- Ale ona tylko widziała przez okno swojego sklepu, jak Matt Smith wchodzi do budynku.
- A co ja powiedziałem?
- Że mamy świadka, który widział przez okno, co Matt Smith robi.
- Nie doprecyzowałem, o które okno chodzi, i co akurat Smith robił. A on zrozumiał, jak chciał – nadinspektor zapalił papierosa i usiadł przy biurku.
- Aha! Ja to zostanę sierżantem do końca życia, Sir. Dobranoc – pożegnał się sierżant Black, ale po chwili zawrócił do gabinetu nadinspektora.
- Gdzie pan spędza Sylwestra, Sir?
- Tutaj. Jest mnóstwo papierów do przerobienia.
- Niech pan się przyłączy do nas. Będzie trochę znajomych.
Dzięki, Black. Innym razem.