- White, jak wam minęły święta? Pewnie się objedliście, co?
– pytając, nadinspektor Peter Wilson poprawił sobie twarzowy krawat, który
dostał w prezencie od mamy.
- Mhm – wymamrotał w odpowiedzi posterunkowy i jeszcze
wyżej postawił kołnierz kurtki.
- A pełnym zdaniem – nadinspektor zaczął nabierać
podejrzeń, co do stanu zdrowia podwładnego.
- Mhm.
Nadinspektor kiwnął głową do sierżanta Blacka, a ten
podszedł do posterunkowego i bezceremonialnie obejrzał jego twarz.
- Sir, on cały spuchnięty z lewej strony jest.
- White, boli was ząb? – spytał z troską nadinspektor.
- Yyy – posterunkowy zdecydowanie zaprzeczył.
- Dosyć tego. Black, zaprowadźcie go do dentysty. Jak rwać, to rwać - nadinspektor mrugnął porozumiewawczo do sierżanta. - i zaraz do roboty z powrotem.
- Tak jest – odpowiedział niechętnie sierżant Black i
odstawił kubek z kawą.
- Yyy! – zaprotestował przerażony posterunkowy White.
Sierżant Black lekko popchnął posterunkowego w kierunku korytarza.
- White, no idź!
XXX
- Black? Już po wszystkim? Tak szybko? –
nadinspektor Wilson był zdziwiony telefonem od sierżanta.
- Nie. White ma dzisiaj szczęście. Ktoś zamordował
asystentkę doktora.
XXX
Nadinspektor Peter Wilson wszedł do poczekalni dentysty i
kiwnął wszystkim głową na powitanie, a sierżant Black od razu zaczął
relacjonować.
- Sir, więc było tak: wchodzimy do poczekalni, w środku
siedzi tylko Lawrence Thatcher i wybiera sobie gazetę ze stolika. Grzecznie pytamy,
znaczy ja pytam – wskazał na siebie sierżant. – bo White to ... sam pan wie. No
więc pytam, czy doktor już przyjmuje pacjentów. Lawrence mówi, że nie wie, bo też
dopiero przyszedł. Faktycznie, jest trochę zziajany. Asystentki akurat nie ma
przy biurku, to sobie myślę, że zajrzę do gabinetu. W końcu policjanta na
służbie doktor nie wyprosi. Zaglądam i pytam, kiedy nas przyjmie, to znaczy
White’a, a doktor jak na mnie nie huknie, że mam pytać pannę Evans. Wycofałem
się i podszedłem do rejestracji. Myślę, chwilę mogę na tę pannę Evans poczekać.
A ta biedaczka pod biurkiem leży. Wszedłem za kontuar, żeby tętno sprawdzić, no
wiadomo ... A z jej szyi długopis wystaje ... firmowy doktora ... Niech to
szlag ... taka młoda. – sierżant ciężko westchnął. – Od razu zadzwoniłem do
Pleading po ekipę, a potem do pana, Sir.
- Jakim cudem są tu przede mną?
- Właśnie jechali z innej roboty. Dosłownie przez
Lichtown przejeżdżali. W Bludgeon w czasie świąt jedna rodzina się pokłóciła i
ofiary w ludziach są.
- Może prezenty się nie podobały. A ten, co siedzi obok Lawrence‘a,
to kto?
- Licówki. To on był w gabinecie, jak z Whitem
przyszliśmy – sierżant zajrzał do notatnika. – Nazywa się Matt Smith.
- Sierżancie, wygońcie White’a na posterunek. Niech tu nie
straszy tą spuchniętą gębą. Coś przeciwbólowego w naszej apteczce znajdzie.
- Tylko, że ja ostatnio wszystko wyjadłem.
- To już niech White sobie jakoś radzi. Obejrzę zwłoki, żeby
chłopaki mogli robić swoje, a potem pogadam z doktorem.
- A ja?
- Na razie maglujcie Lawrence‘a.
- Tak jest. A licówki?
- Niech czeka, sam go potem przepytam.
XXX
Nadinspektor Wilson wszedł do gabinetu doktora Cowella.
- Muszę zadać panu kilka pytań.
- Oczywiście, ale czy mogę najpierw skończyć zajmować się
pacjentem? Sierżant Black kazał mu siedzieć w poczekalni.
- Boli go w tej chwili? – w głosie nadinspektora nie było
słychać współczucia.
- Nie.
- Więc, niech czeka. O której widział się pan rano
z panną Evans?
- Nie widziałem jej.
- Jak to?
- Mieszkam w tym budynku, mam osobne wejście bezpośrednio do
gabinetu.
- Czy ma pan jakieś podejrzenie, co do sprawcy zabójstwa?
- Nie.
- Ten młody człowiek, pana pacjent ... co pan o nim wie?
- Matt Smith? – upewnił się doktor Cowell. – Bardzo dba o
zęby. Często przychodzi.
- Był znajomym panny Evans?
- Nie. Bardzo oficjalnie z nim rozmawiała. Jak kiedyś
zażartowałem, że pan Smith na pewno chciałby się z nią umówić, to
odpowiedziała, że chyba w marzeniach. Może faktycznie nie jego liga.
XXX
- Może pan mówić? – nadinspektor Wilson podszedł do Matta
Smitha.
- Tak. To przesłuchanie? – spytał mężczyzna niepewnie.
- Ależ skąd. Po prostu, miał pan pecha znaleźć się tu w
niewłaściwym czasie i dlatego chcę zadać panu kilka pytań.
Matt Smith kiwnął głową.
- Gdzie była panna Evans, gdy wszedł pan dzisiaj do
poczekalni?
- Nie wiem. Nie tutaj.
- A jakiś pacjent już czekał?
- Nie.
- Pana wizyta była wcześniej umówiona, czy to nagły przypadek?
- Umówiona. Jeszcze przed świętami dzwoniłem – mężczyzna
odzyskał pewność siebie.
- Co pan zrobił po przyjściu?
- Usiadłem na krześle, na tym samym, co teraz, ale jak tylko
wziąłem „Dziennik sportowy“ do ręki, to z gabinetu wyszedł doktor Cowell i
kazał mi wejść. Wiele się nie naczytałem.
- Doktor nie był zdziwiony, że panny Evans nie ma w
rejestracji?
- Chyba nie? W końcu ma kobieta prawo wyjść na chwilę, napić
się czy coś. He, he.
- A pan podchodził do rejestracji?
- A po co? – spytał podejrzliwie Matt Smith.
- Żeby poinformować, że już pan przyszedł.
- Z rejestracji widać, kto wchodzi. Zresztą już
powiedziałem, że Camilli ... panny Evans nie było przy biurku.
- Byliście znajomymi?
- Nie.
- Doktor mówił, że często rozmawialiście.
- To ona zagadywała.
XXX
- Wstawcie czajnik, Black. Ale ziąb – nadinspektor
Wilson niechętnie zdjął kurtkę. – Co wam powiedział Lawrence Thatcher?
- Że ma bardzo dobrą ofertę dla pana. Tym razem ze sporym
ogrodem. Tak jak pan prosił.
- Zadzwonię do niego po Nowym Roku. Chyba, że to on
zamordował, wtedy będę musiał znaleźć innego agenta nieruchomości. Dawaj, co masz.
- Lawrence mówi, że jak wszedł do poczekalni, to nikogo nie
było, a ledwie usiadł, to my z White’m przyszliśmy, a potem to już wiadomo.
Tyle z niego wycisnąłem.
- Niewiele. Nic nie słyszał, nic nie widział? Pytaliście?
- Pytałem. Nic.
- A to, że był zziajany? Może mordowanie tak go zmęczyło,
co?
- Trzy razy mi powtarzał, że chwilę wcześniej wszedł po
schodach. Że jak będę w jego wieku to ...
- A ile tam tych schodów? W dwóch podskokach można wejść.
- Pan i ja w dwóch, ale dla niego Himalaje. Sir, tak sobie
myślę ... naprzeciwko gabinetu doktora Cowella jest sklep Anny Weller. Może coś
widziała? Przejdę się do niej, dobrze?
XXX
- Sir, akurat w sklepie nie było ludzi – sierżant Black
zamrugał oczami, przedrzeźniając Annę Weller. – to podeszła do okna i patrzyła
na ulicę. Mówi, że widziała wszystkich po kolei, jak wchodzili do gabinetu.
Najpierw Matt Smith, potem Lawrence Thatcher, a potem ja i White. Jeszcze mi
dokładny czas podała, bo ma w sklepie zegar nad drzwiami. – sierżant Black
podał nadinspektorowi zapisaną kartkę.
- Sugerowaliście jej odpowiedzi? – spytał nadinspektor.
- Sir, nigdy w życiu! – oburzył się Black. – Świeżo po szkoleniu
jestem, Sir!
- Dobrze, dobrze.
- Sir, a może to doktor?
- Wątpię. Co o nim wiemy?
- Ludzie bardzo go lubią, chociaż dentysta. Ha, ha! Parkuje
prawidłowo, nie przekracza prędkości ... Ale chętnie sprawdziłbym go dokładniej.
- Szkoda czasu. Mój nos mi mówi, że to nie on. Za to Matt Smith mnie niepokoi. Pogadajmy
sobie z nim.
XXX
- Ładna choinka – powiedział nadinspektor Wilson, gdy Matt
Smith wprowadził jego i sierżanta Blacka do niewielkiego pokoju na parterze szeregowca.
- Dzieciaki siostry pomagały ubierać. Panowie siadają.
- Pan bardzo dba o zęby – stwierdził nadinspektor.
- To chyba normalne – odburknął Smith.
- Wie pan, normalne to jest plombowanie – nadinspektor
dotknął językiem lewej górnej szóstki. – ale licówki to jednak trochę więcej niż
norma. Do czego to panu potrzebne? Gdzie pan pracuje? W telewizji?
- Chwilowo nigdzie.
- A przedtem?
- W budowlance.
- Co się stało? Roboty nie ma?
- Jest. Szef mnie zwolnił.
- Piłeś? – spytał wprost nadinspektor.
- Ani kropli! – obruszył się Matt Smith. – Powiedział, że
jestem konfliktowy. Idiota! Jak mi coś nie pasuje, to nie będę siedział cicho,
co nie?
- Podobała ci się?
- Kto?
- Camilla Evans.
- Brzydka nie była.
- Odmówiła ci? Obraziła cię?
Matt Smith nie odpowiedział.
- Słuchaj, mamy świadka, który widział przez okno, co
robisz – powiedział nadinspektor.
- To źle widział! Dlaczego miałbym ją zabijać? Co to, ona
jedna na świecie? – prychnął Smith.
- A może o to chodzi, że jedna? Zabiłeś ją, bo nie chciała
się z tobą umówić. A podobała ci się jak cholera. To dla niej sobie
licóweczki robiłeś.
- Niech pan przestanie.
- Myślę, że było tak: przyszedłeś, znowu ją chciałeś gdzieś
zaprosić, powiedziała ci, żebyś spadał, albo i gorzej. Kto by to wytrzymał? Akurat
ci się długopis nawinął, no to ją tym długopisem bach! Przez nią następne
choinki będziesz z naczelnikiem więzienia ubierał.
- Niech pan przestanie!
- Papierosa?
Matt Smith sięgnął drżącą dłonią do paczki.
- O, widzę mańkut jesteś! Chłopie, siedzisz w tym po szyję,
bo właśnie od mańkuta oberwała. Tak się zastanawiam, ile dostaniesz. Jak
myślicie, sierżancie? Dożywocie, prawda?
- Niech pan przestanie! Tak, to ja ją zabiłem, tylko niech
pan już przestanie!
XXX
- Ale go pan rozmiękczył, Sir – sierżant Black był pełen
uznania. – A nie mówił pan, że mamy świadka, który widział morderstwo.
- Bo nie mamy. Jedyny świadek to Anna Weller –
powiedział nadinspektor Peter Wilson.
- Ale ona tylko widziała przez okno swojego sklepu, jak Matt
Smith wchodzi do budynku.
- A co ja powiedziałem?
- Że mamy świadka, który widział przez okno, co Matt Smith
robi.
- Nie doprecyzowałem, o które okno chodzi, i co akurat Smith
robił. A on zrozumiał, jak chciał – nadinspektor zapalił papierosa i usiadł
przy biurku.
- Aha! Ja to zostanę sierżantem do końca życia, Sir. Dobranoc – pożegnał się sierżant Black, ale po chwili zawrócił do gabinetu
nadinspektora.
- Gdzie pan spędza Sylwestra, Sir?
- Tutaj. Jest mnóstwo papierów do przerobienia.
- Niech pan się przyłączy do nas. Będzie trochę znajomych.
- Dzięki, Black. Innym razem.
- Dzięki, Black. Innym razem.