czwartek, 2 lipca 2015

19. Letnicy

- Sir, dzwoni Jenny Carter. - posterunkowy White zasłonił dłonią słuchawkę telefonu. – Zaginęła jedna dziewczyna z ich kempingu. Jej rodzice szaleją. Błagają, żeby szukać córki.
- Ile czasu minęło? – spytał nadinspektor Peter Wilson.
- Jenny mówi, że około dziesięciu godzin.
- Ale przecież Jenny zna przepisy. Za wcześnie na szukanie.
- Zna, zna, ale mówi, że ci rodzice mówią, że ich córka nigdy przenigdy by nie uciekła, więc na pewno coś jej się stało.
- No dobrze. Powiedzcie Jenny, że już jedziemy na kemping. Black! Zostajecie sami na posterunku! Słyszycie?!
Sierżant Black wszedł do gabinetu nadinspektora.
- Słyszę, Sir. Był telefon z Pleading. Przy ich marinie wypłynął topielec. Młoda dziewczyna. Oceniają, że utonęła w Lichtown, Sir.

                                                xxx

- Co nowego, Black? – spytał nadinspektor, sięgając do szuflady biurka po nową paczkę papierosów.
- Ojciec rozpoznał córkę. Pan wie, że to jedynaczka była, Sir?
Nadinspektor przytaknął.
- Matka w szoku. Biedaczka. Lekarze jakieś prochy jej dali. – dodał sierżant.
- A sekcja i reszta ustaleń?
- Mamy pewność, że wpadła do wody w okolicach tej plaży, z której korzystają letnicy z kempingu. Patolog napisał, że to się stało około 23:00. W wodzie znalazła się już martwa. Zginęła od silnego ciosu w głowę. Miała też wcześniejsze siniaki na ramionach.
- Trzeba spytać ojca, co wie o tych siniakach. Może nie jest takim kochającym tatusiem, jak się wydaje.

                                                   xxx

- Panie Silverton, możemy porozmawiać?
- Pan, kto?
- Nadinspektor Peter Wilson z policji w Lichtown.
Rod Silverton podniósł głowę i spojrzał na nadinspektora jakby nie rozumiał.
- Proszę pana, jestem z policji. – powtórzył powoli nadinspektor. – Bardzo panu współczuję, ale musimy porozmawiać. To ważne.
- Już go złapaliście? – spytał z nadzieją w głosie mężczyzna.
- Jeszcze nie. Cały czas szukamy. A ma pan kogoś konkretnego na myśli?
- Pytam o mordercę mojej córki. To już chyba bardziej konkretnie nie można, co?
- Ma pan rację, nie można. Proszę pana, na ciele państwa córki były ślady wcześniejszej przemocy, której doświadczyła, a może nawet doświadczała. Czy wiedział pan o tym?
Nadinspektor bacznie obserwował twarz Roda Silvertona.
- Jak to "przemocy"? – mężczyzna był zaskoczony. – Ktoś się pastwił nad naszą córeczką? Dlaczego nic mi nie powiedziała? Przecież ja bym takiemu ...
- Z kim córka się tutaj spotykała? – przerwał wybuch Silvertona nadinspektor.
- Z dziećmi znajomych. Przyjeżdżaliśmy tu od bardzo wielu lat. Zżyliśmy się z tymi ludźmi. Nasze dzieci razem dorastały. 
- Ile jest tych dzieci?
- Sześcioro, trzy dziewczyny i trzech chłopaków. Zapaliłbym.
Nadinspektor poczęstował mężczyznę papierosem i podał mu ogień.
- Nawet się zastanawialiśmy ze znajomymi, czy jeszcze w tym roku zechcą ze swoimi wapniakami przyjechać. – kontynuował Silverton, zaciągając się głęboko. – W końcu mają po szesnaście lat. Przyjechały jak widać, ale tylko ze względu na swoje towarzystwo.
Rod Silverton uśmiechnął się. Wydawał się na chwilę zapomnieć o swojej tragedii.
- Czy spotykali się z miejscowymi nastolatkami?
- Raczej nie, ale niech pan lepiej ich spyta.

                                                    xxx

Do gabinetu nadinspektora Wilsona wszedł posterunkowy White i wyprostowany jak nigdy, zameldował.
- Sir, pani Barbara Nash-Davis do pana w sprawie topielicy. 
- Proszę usiąść. Słucham panią? – nadinspektor nie spodziewał się rewelacji.
- Słyszałam w radio o tej tragedii.
- Ma pani coś dla nas? – ponaglił kobietę nadinspektor.
- Myślę, że tak. 
- Mamo, chce mi się pić.
Nadinspektor dopiero teraz zauważył, że kobieta przyszła z kilkuletnim synem.
- Zaraz pójdziemy do sklepu. Zaczekaj grzecznie. – powiedziała do chłopca, a potem zwróciła się do nadinspektora. – Słyszałam awanturę. To było przed południem, w ten dzień, gdy zginęła. Nasz dom graniczy z polną drogą. Niektórzy letnicy chodzą tędy z kempingu na plażę. Droga jest dużo krótsza, ale niezbyt ruchliwa, bo po drodze nie kupi się piwa czy lodów. W każdym razie dwoje młodych ludzi kłóciło się, a raczej to on krzyczał, że ją kocha, że ona nie może go zostawić, że on już nigdy żadnych narkotyków nie weźmie.
- Jest pani pewna, że była mowa o narkotykach?
- Tak, stałam bardzo blisko nich. Widziałam ich tak, jak pana teraz. Mamy co prawda wysoki i gęsty żywopłot, ale są prześwity.
- Jaka była reakcja tej dziewczyny?
- Cały czas powtarzała: Przerażasz mnie Dan. Przerażasz mnie Dan. Jak zdarta płyta.
- A jak ona miała na imię?
- Mówił do niej: Katie.
- Proszę pana, a pan ma wodę? – odezwał się nagle zniecierpliwony chłopiec.
- Proszę? – nadinspektor był zaskoczony pytaniem. – Chcesz wody? Myślę, że da się zrobić. White!
- Sir?
- Ten młody dżentelmen chce pić. Przynieście wodę.
- Tak jest, Sir.
- I zapnijcie mundur. – wycedził nadinspektor przez zęby.
- Tak jest, Sir.
- Ekstrawagancki gajerek. – powiedział chłopiec.
- Proszę? – posterunkowy White uznał, że się przesłyszał.
- Ekstrawagancki gajerek. – powtórzył chłopiec.
- Znaczy się mundur, tak?
- No tak. – potwierdził znudzonym tonem chłopiec.
Nadinspektor zasłonił ręką twarz, żeby ukryć rozbawienie.
White wrócił po chwili z wodą.
Chłopiec zajrzał do szklanki i powiedział rozczarowany:
- Ale ja nie lubię gazowanej.
- To już trudno, mój drogi. W całym budynku nie ma innej. – powiedział White z satysfakcją.
- Ile on ma lat? – spytał nadinspektor.
- Siedem. – odpowiedziała Barbara Nash-Davis. – A pan ma dzieci, nadinspektorze? 

                                                  xxx

- Peter, jak minął dzień? – spytała Lucy, narzeczona nadinspektora.
- Była u nas Barbara Nash-Davis z synkiem. Rezolutny chłopiec.
- A co się stało? – zaciekawiła się Lucy.
- Chciało mu się pić – Peter robił wrażenie roztargnionego.
- Ale chyba nie z tego powodu przyszli na posterunek?
- Nie, nie. Oczywiście, że nie. Miała pewne informacje w sprawie dziewczyny, która utonęła.
- Peter?
- Tak.
- Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
- O czym?
- O dzieciach.
- Rzeczywiście.
- Chciałbyś?
- A ty?
- Ja pierwsza spytałam.

                                                  xxx

- Jak się nazywacie? – spytał Wilson, siedzących wokół niego młodych ludzi. – Wystarczą imiona. Nazwiska podacie potem sierżantowi.
- Anna. Barbie. Dan. John. Mike – odpowiedzieli po kolei.
- Trzymacie się razem, czy spotykacie się też z miejscowymi dzieciakami?
- E, tam! To wieśniaki są! Ha, ha – parsknął śmiechem John a pozostali mu zawtórowali.
- Powiedzcie, jak wyglądał wieczór, gdy zginęła Katie? Może Anna pierwsza – nadinspektor uśmiechnął się zachęcająco.
- Normalnie – zaczęła niepewnie dziewczyna. – Zjedliśmy razem kolację.
- Razem? To znaczy?
- Nasza szóstka, wtedy jeszcze z Katie, nasi rodzice i państwo Langsford. Pan Langsford świetnie przyprawia hamburgery – gdy Anna mówiła, pozostali potakiwali.
- A potem? – spytał nadinspektor.
- Źle się poczułam, więc poszłam się położyć do naszej przyczepy. Nie wiem, co inni robili po kolacji.
- Czy ktoś jeszcze źle się poczuł? Jakieś zatrucie?
Wszyscy spojrzeli na siebie nawzajem, ale odpowiedziała Anna. Była zawstydzona.
- Tylko ja. Pan Langsford ...
- Świetnie przyprawia hamburgery – nadinspektor przerwał dziewczynie. – A co robili pozostali po kolacji? Mike, może teraz ty?
- Rozsiedliśmy się na ławkach przy wejściu na kemping. Pogadaliśmy może z godzinę, ale zmarzliśmy, więc rozeszliśmy się do naszych przyczep.
- A starsze towarzystwo?
- Rodzice i państwo Langsford jeszcze trochę siedzieli, może z pół godziny a potem zajęli się sprzątaniem po kolacji. Nam na szczęście nie kazali.  
- Czy Katie miała sympatię?
Wszyscy skierowali wzrok na Dana.
- No co?

                                                  xxx

- Dan, wezwałem cię na posterunek, bo muszę z tobą porozmawiać.
- Ojciec musi przy tym być? – nie odwracając się, nastolatek wskazał głową siedzącego z tyłu ojca.
- Jesteś niepełnoletni, więc tak. Przypominam ci, że Katie została zamordowana. Wiemy, że rano w dniu jej śmierci, pokłóciłeś się z nią.
- To nie była kłótnia, tylko drobna sprzeczka.
- Nie chciała być dłużej twoją dziewczyną?
- Nie ona jedna jest na świecie.
- Niemniej jednak, wtedy cię to zdenerwowało. 
- W mojej budzie w Manchesterze mam dziewczynę na stałe, więc nie róbmy tragedii. Katie była tylko na wakacje.
- Dlaczego z tobą zerwała?
- A kto by tam dziewczynę zrozumiał – Dan zaśmiał się nerwowo.
- Nie mam dowodów, więc przynajmniej na razie nie będę drążył tematu, ale z naszych informacji wynika, że zażywasz narkotyki i to była przyczyna zerwania.
- Dan! Co to znaczy!? – ojciec chłopaka zerwał się z krzesła.
- Niech pan usiądzie – rzucił krótko nadinspektor. – O tym porozmawiacie panowie później. Teraz mam na głowie morderstwo.
- Pan myśli, że to ja ją zabiłem? Co, pan?! – chłopak tracił pewność siebie.
- Katie zginęła od pojedynczego ciosu w głowę i już martwa została wrzucona do wody. Poza tym miała na ciele wcześniejsze siniaki. Wiesz coś o tym?
- Przecież ja bym nigdy ... – chłopak rozpłakał się.
- Więc kto? – spytał stanowczym tonem nadinspektor.
- Nie wiem ... to znaczy ... te siniaki, ... to chyba jednak ja. – przyznał ze skruchą.
- Synu, czy ja cię uczyłem na damskiego boksera?! 
- Przestań ojciec mi dokładać!
- Mów nadinspektorowi jak było! A ja sobie z tobą inaczej porozmawiam! Szlaban na wszystko na najbliższe dziesięć lat! Smarkacz!
- Jak pierwszy raz powiedziała, że ze mną zrywa, to chwyciłem ją za ramiona i potrząsałem nią – Dan wytarł twarz rękawem bluzy. – Nie broniła się. Ale przysięgam, to był ten jeden jedyny raz. Miała taką delikatną skórę. Przysięgam, nie zabiłem jej.
- Który z was jest najsilniejszy?
- Zaskoczę pana. Anna. Ta to ma krzepę. Jak byliśmy w zeszłą niedzielę w wesołym miasteczku, to tylko jej udało się walnąć młotem tak, że zadzwoniło. Wie pan jak się wtedy z chłopakami czuliśmy?

                                                 xxx

- Anno, zaprzyjaźniłaś się z kimś bliżej z waszej paczki?
- Ma pan na myśli randki? Te klimaty? Widzi pan, jak wyglądam? Myśli pan, że któryś szesnastolatek marzy o randce ze mną? I niech mi pan tylko nie wyjeżdża z gadką o wewnętrznym pięknie, bo mnie szlag jasny na miejscu trafi.
- Anna! Anna! Uspokój się! Przepraszam pana, nadinspektorze – matka Anny była zażenowana.
Nadinspektor puścił uwagi dziewczyny mimo uszu.
- Całą noc spałaś w waszej przyczepie? – spytał.
- Tak – odpowiedziała pewnie.
- Nie – powiedziała równocześnie jej matka.
Nadinspektor spojrzał pytająco na matkę i córkę.
- Anna, ależ jestem pewna, że wychodziłaś. Nie było cię co najmniej godzinę – matka ze zdziwieniem patrzyła na córkę. 
- Kobieto, coś ci się chyba pokręciło, co nie?! – zareagowała ze złością dziewczyna.
- Młoda damo – zwrócił się do niej nadinspektor. - W mojej obecności nie będziesz się w ten sposób odzywać do swojej matki. I mów prawdę!
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Katie poprosiła mnie, żebyśmy pogadały na osobności. No to z nią poszłam na plażę. Pogadałyśmy. Ja wróciłam na kemping, a ona chciała jeszcze pobyć sama, to została. Nic więcej nie wiem.
- O czym chciała z tobą porozmawiać? – spytał nadinspektor.
- Takie tam, buciki i torebeczki, jak to dziewczyny.
- Myślę, że to było coś dużo ważniejszego niż buciki i torebeczki. Chodziło o jednego z chłopaków, który wdał się w narkotyki, prawda?
- Też mi nowina. Wszyscy o tym wiedzieliśmy. Już w ubiegłe wakacje był z tym problem. Ale ta głupia krowa, powiedziała, że w tym roku nie odpuści, że trzeba go ratować a ona idzie z tym na policję i spytała, czy ja z nią pójdę. Jasne! Już lecę! Przecież Dan poszedłby siedzieć. Co za kretynka! Jaką trzeba być idiotką, żeby na takiego faceta donosić na policję! Debilka, po prostu!
- Anna, uspokój się, błagam. 
- No, nie uciszaj mnie kobieto, no!

                                                 xxx

- I co, Sir? – posterunkowy White oparł się o framugę.
- A co? – nadinspektor był równie lakoniczny.
- No przecież o tę topielicę pytam, Sir. Kto jej głowę rozwalił?
- Anna Morrison. W tym samym chłopaku się kochały, ale miały różne pomysły na wyciągnięcie go z narkotyków.

                                                  xxx

- Cały czas o tym myślę, bo jak nie teraz, to niby kiedy, ale z drugiej strony to wielki wysiłek. Nie wiem, czy damy radę – powiedziała nagle Lucy, odkładając czasopismo na nocną szafkę.
- Finansowo? - Peter zagiął róg strony w książce.
- To też, ale ja się zastanawiam, czy fizycznie damy radę. Nie jesteśmy najmłodsi, a trzeba będzie wstawać po nocach i w ogóle być na każde zawołanie. A już ja, to na pewno.
- Też będę wstawał. Tylko, że to pierwsze lata. Bardziej bym się obawiał tego, co będzie później.
- Co masz na myśli?
- Za kilkanaście lat dostaniemy ostro w kość. Wiem, co mówię. W ostatniej sprawie czułem się jak na poligonie. Ale do odważnych świat należy. Więc ... ?
- Postanowione?
- Postanowione.