czwartek, 21 czerwca 2018

27. Lato w Lichtown

- Fajna – posterunkowy White gwałtownie potrząsnął kubkiem kawy w kierunku przechodzącej ulicą kobiety i natychmiast zaklął. – Cholera! Oblałem się.
Sierżant Black uniósł się na krześle i ledwie rzucił okiem przez okno.
- Wszystkie są fajne – powiedział bez emocji, wracając do lektury porannej gazety.
- Ale ta szczególnie – nie przestając przyglądać się kobiecie, posterunkowy White wycierał rękawem poplamioną na brzuchu koszulę.
- Potem się okazuje, że nie umie gotować! – krzyknął z łazienki hydraulik Henry Plumber.
- Ani sprzątać – dodał ze smutkiem posterunkowy White. – Idzie do nas.
- Co? – sierżant Black nie przestawał przeglądać nagłówki w Głosie Lichtown.
- Idzie do nas.
- Kto?
- Ona.

XXX

- To ja dzwoniłam. – powiedziała kobieta, wchodząc do dyżurki posterunku w Lichtown.
- Taaak …? – powiedział przeciągle White, chcąc zrobić na atrakcyjnej kobiecie jak najlepsze wrażenie.
- Marny trud. – sierżant Black skwitował pod nosem wysiłki White’a.
- W sprawie samochodu zaparkowanego przed moim domem. – wyjaśniła zniecierpliwiona kobieta.
White rzucił okiem do rejestru zgłoszeń.
- Wczoraj ktoś ... niejaka … Tess Daly …
- Wczoraj, przedwczoraj również. I w środę! I we wtorek! I w poniedziałek!
- Ooooo! Co tak nerwowo? – White rzucił Blackowi porozumiewawcze spojrzenie.
- Panie ... – kobieta przechyliła się w kierunku posterunkowego.
- ... posterunkowy White. – policjant wyprostował się, ale od razu skulił ramiona, jakby chciał ukryć poplamioną przed chwilą koszulę.
- Jest ktoś wyższy od pana … rangą? Jakiś kapitan albo porucznik?
Black wstał z krzesła.
- Sierżant Black. Słucham panią.
- Sierżant. – parsknęła kobieta. – Może ktoś się wreszcie zajmie tym samochodem. Szpeci mi widok z okna.
- Gdy rozmawialiśmy wczoraj – wtrącił się White – pani powiedziała, że stoi na parkingu ...
- Proszę nic nie mówić, nie z panem rozmawiam. – powiedziała nieomal niegrzecznie kobieta.
White usiadł zrezygnowany.
- Nie blokuje wyjazdu z bramy? – spytał Black.
- Nie, ale stoi tam już od kilku dni. Nie po to kupiliśmy dom z widokiem na morze, zresztą za ciężkie pieniądze, żeby teraz patrzeć na jakąś odrapaną furgonetkę. Oczekuję, że ktoś wreszcie coś z tym zrobi. Mąż zna waszego szefa, nadinspektora ... jak-mu-tam ...
- Wilsona. – podpowiedział White. 
- Właśnie. Zrobi z wami porządek. – kobieta wymówiła każde słowo oddzielnie, jak zniecierpliwiona nauczycielka pod koniec lekcji.
- To chyba jeszcze nie dzisiaj. Wyjechał do ... – zaczął mówić White, ale Black mu stanowczo przerwał.
- Zajmiemy się tym proszę pani. Zaraz tam pojadę. – sierżant Black wziął z biurka długopis i notatnik. – Proszę podać adres.
- New Road 15. Chyba się pan nie zgubi, sierżancie? – spytała złośliwie.
Nagle z łazienki wyszedł hydraulik Henry Plumber i wykrzyknął triumfalnie:
- Gotowe! A na drugi raz nie wrzucajcie do kibla papierowych ręczników, do jasnej chole … Dzień dobry, pani Daly. – powiedział z szerokim uśmiechem.
- To pana ta odrapana furgonetka przed moim domem! – krzyknęła oskarżycielskim tonem kobieta.
- Tylko nie odrapana – odpowiedział z godnością hydraulik, a uśmiech zniknął z jego twarzy.
- Owszem, odrapana, panie Plumber.
- Yyyy ... Sierżancie, można na słówko - hydraulik cofnął się do drzwi łazienki, a gdy Black do niego podszedł, zaczął mu szeptem wyjaśniać:
- Wie pan, sierżancie, kilka dni temu jedna furgonetka zniknęła mi z pola widzenia a jednocześnie jeden pracownik. Może razem się gdzieś wybrali, że tak powiem?
- Dlaczego pan nam tego nie zgłosił? Nie martwił się pan?
- Teraz już się martwię. Ale na początku myślałem, że po prostu znowu wziął furgonetkę bez pytania. 
- Znowu?
- Już się kiedyś urwał moim wozem z ładną dziewczyną na jakiś festiwal muzyczny, ale wrócił po paru dniach. To z czym do was iść, jak to nie kradzież? A poza tym to dobry pracownik. Raz na jakiś czas mogę mu wybaczyć. Mniej roboty akurat mamy. A zgłosiłbym do was, założylibyście mu kartotekę. Po co chłopaka zmarnować?
- Jak się nazywa?
- Jim Owen.

XXX

- W środku trup. Śmierdzi. – sierżant Black wyjrzał zza drzwi furgonetki, gdy usłyszał nadchodzącego patologa.
- Jak cholera. – posterunkowy White zatkał nos palcami. – To pewnie ten młody hydraulik, co to niby pogo gdzieś tańczy.
- Z tym pogo, to nie byłbym taki pewny. Ma na sobie kraciastą koszulę i kowbojskie buty. – zauważył Black.
- To chyba raczej country, co? Iiiiiihaaaaaa! – posterunkowy udanie zarżał.
Patolog spojrzał na niego z politowaniem.
- Trochę szacunku dla zmarłego, White.
- Oj, przepraszam. A może to samobójstwo, doktorze? – kontynuował szeptem White. – Spalinami się zabił z jakiejś rozpaczy?
- Jasne, zabił się, a potem wysiadł z samochodu i zamknął drzwi na klucz od zewnątrz. – skomentował kpiącym tonem Black. – A potem jeszcze wrócił do środka i ułożył się w tej dramatycznej pozie. 
Patolog rozpoczął oględziny:
- Ma kilka krwiaków na twarzy i jakąś krwawą plamę na potylicy, muszę to obejrzeć u siebie na stole … a tu wyraźny odcisk podeszwy. – patolog wskazał brzuch ofiary pod rozchełstaną koszulą. – Sam się tak nie kopnął. Kiedy wraca nadinspektor Wilson?
- Jutro rano – odpowiedzieli równocześnie Black i White.
Patolog spojrzał na zegarek. 
- Zadzwonię do niego pod wieczór ze wstępnymi ustaleniami.
- Się pan nie martwi, doktorze – White poklepał doktora poufale po ramieniu. – My mu jutro wszystko opowiemy.
- Tym bardziej zadzwonię.

XXX

- Sir, no i się okazało, że w środku jest trup – posterunkowy White przekazywał informacje nadinspektorowi Wilsonowi. – A że upały, to już porządnie śmierdział.
- To może trzeba było wcześniej się zainteresować, co, White? – nie patrząc w stronę posterunkowego, nadinspektor wyjął kubek z szafki i rozglądał się za czystą łyżeczką.
- Ale to był tylko prawidłowo zaparkowany samochód. Skąd było wiedzieć, że …
- O waszym stosunku do obowiązków służbowych pogadamy potem. Wiemy, kto to?
- Kto? Ofiara? Jim Owen. Pracował u Henry’ego Plumbera.
- Naszego hydraulika? Nie może być. – nadinspektor uniósł brwi.
- Dziś znowu jest na posterunku.
- Hydraulik?! Raptem tydzień mnie nie było. Został nagle policjantem?
- A dziś robi rewizję – powiedział poważnym tonem White.
- Gdzie? – prawie krzyknął zdumiony nadinspektor.
- Tu na posterunku. Te metalowe drzwiczki w łazience. Nad kibelkiem. Urwały się.
- Aaa, drzwiczki – nadinspektor westchnął i spytał podejrzliwie. – Same się urwały?
Posterunkowy i sierżant równocześnie wzruszyli ramionami.
- Oczywiście. Coś jeszcze na temat ofiary?
- Miał w kieszeni portfel z paroma funtami i kartę do siłowni na swoje nazwisko.
- Gdzie ta siłownia?
- U nas, w Lichtown.
- Sierżancie, przejdźcie się tam. Może siniaki i siłownia jakoś się łączą.

XXX

Siłownia mieściła się w pofabrycznym budynku. Sierżant Black z niejakim trudem otworzył ciężkie drzwi.
- Dzień dobry. Sierżant Black, chciałbym porozmawiać z właścicielem.
Od kontuaru przy wejściu odwrócił się około trzydziestoletni mężczyzna i z uśmiechem przywitał policjanta.
- No co ty, stary? To ja, Bill Cooper. Co tak oficjalnie? 
- Jestem tu służbowo. W sprawie śmierci waszego klienta.
- No, ale … nikt mi nic nie mówił o jakimś trupie u nas. – powiedział niepewnie właściciel.
- Nie u was, ale klient wasz.
- O kogo chodzi?
- Gdzie możemy porozmawiać?
- Zapraszam do biura.
W niewielkim pomieszczeniu panował bałagan, a na regale i podłodze stało kilkadziesiąt różnokolorowych puszek. Sierżant przyjrzał się im badawczo.
- Spokojnie, niczego nielegalnego tu nie trzymam. To tylko odżywki białkowe. – właściciel siłowni napiął z dumą bicepsy. – Mów, o kogo chodzi.
- Nie żyje Jim Owen. Miał karnet do twojej siłowni.
- Znałem go. Niech sprawdzę … – Bill Cooper wpisał nazwisko na klawiaturze komputera. – Ostatnio był w ubiegły poniedziałek. A wcześniej … Eee, to się jednak nie przykładał. Powinien był częściej wpadać.
- Już mu to na nic. Prawdopodobnie zginął około środy. Co o nim wiesz?
- W porządku. Żadnych awantur …
- A inni się awanturują?
- Ależ, co pan, panie władzo. – na twarzy mężczyzny pojawił się krzywy uśmiech. – U nas nigdy nic.
- Mhm – sierżant Black nie drążył tematu.
- Przyszedł, popakował. Poszedł. Ale, spytaj Johna. Czasem biegali po plaży. 
- Johna …?
- Johna Wrighta. Jest u mnie trenerem od dawna. Jeszcze nie zwiał z tej mieściny.

XXX

Bill Cooper zaprowadził sierżanta Blacka na salę treningową i skinął głową w kierunku postawnego mężczyzny.
- To sierżant Black – przedstawił gościa.
- John Wright. Miło poznać – trener wyszedł na spotkanie z wyciągniętą ręką.
- Black ... Sierżant Black – uścisk dłoni trenera był bardzo silny.
- Pogadajcie sami. Sierżant miałby kilka pytań – powiedział Bill Cooper i odszedł pospiesznie.
Trener otaksował krytycznie sylwetkę policjanta. 
- Nie przebrał się pan. Trzeba będzie zacząć od czegoś niezbyt forsownego. 
- Ale …
- O co chce pan spytać? Dieta? Ćwiczenia?
- Ja … 
- Tylko proszę niczego nie zażywać bez porozumienia ze mną.
- Ja w innej sprawie – sierżant wyprostował się i wciągnął brzuch. – Chciałbym spytać o Jima Owena. 
- Tak, słyszałem, że nie żyje – powiedział ze smutkiem John Wright.
- Przyjaźnili się panowie?
- Za dużo powiedziane. Biegaliśmy razem. Trochę się przy okazji pogadało.
- Mówił ostatnio coś ciekawego? – sierżant Black znowu się przygarbił.
- Czy ja wiem, … o pracy, a może raczej o szefie, …
- Jakieś konkrety?
- Rozliczenia im się nie zgadzały, to sobie po męsku nawrzucali.

XXX

- Niech to szlag. Moja największa furgonetka na złom. – Henry Plumber siedział naprzeciwko nadinspektora Wilsona w jego gabinecie.
- Jeszcze zanim, to się nią trochę ekipa pobawi. Sprawdzą to i owo. Kogoś pan podejrzewa o zabicie Jima Owena?
- Sam nie wiem ... Ale może ten Słowak?
- Jaki Słowak? – zainteresował się nadinspektor.
- Pracuje u mnie.  … Tak jakby.
- Nie ma pan dla niego papierów?
- Tak jakby nie. – Henry Plumber podrapał się nerwowo po głowie.
- Nie jestem z imigracyjnego. Nie obchodzi mnie to.
- No dobra. Jeszcze nie zdążyłem wszystkiego załatwić. – mężczyzna wziął głęboki oddech. – Ze dwa miesiące temu, roboty było co niemiara. A ten Słowak sam się do mnie zgłosił, mówił, że jest hydraulikiem. Od razu kazałem mu wsiadać do wozu i pojechaliśmy na pilną robotę. Faktycznie szpeniu. Przyjąłem go.
- Jak się nazywa?
- Yyy ....
- Nie wie pan? – zdziwił się nadinspektor.
- No po prostu nie do wymówienia. Jak to Słowak. Mam tu gdzieś ksero jego paszportu. – Henry Plumber sięgnął do wypchanej dokumentami tekturowej teczki. – O, jest … proszę.
Nadinspektor przyjrzał się uważnie.
- Przecież to polski paszport.
- No to przecież mówię cały czas, że Słowak.
- Chyba raczej Słowianin. 
- A to nie to samo?
Nadispektor Wilson przewrócił oczami i spytał.
- Dlaczego, pana zdaniem, to on miałby zabić Jima Owena?
- Obcy, to wiadomo, że z takimi nigdy nie wiadomo.

XXX

- Sir, Thomas Wood chciałby z panem porozmawiać. To pracownik Henry’ego Plumbera.
- Niech wejdzie. – nadinspektor zgarnął z biurka dokumenty i odłożył je na szafkę pod oknem. 
Thomas Wood wszedł niepewnie do gabinetu nadinspektora i przysiadł na krześle naprzeciwko biurka.
- Dzień dobry. Znałem Jima Owena, ale go nie zabiłem.
- Co pana powstrzymało? – nadinspektor dłużej zatrzymał wzrok na twarzy mężczyzny.
Pytanie nadispektora wyraźnie go zaskoczyło.
- Nie rozumiem?
- Po co pan do nas przyszedł. Nie wzywaliśmy pana.
- Ale w końcu byście wezwali. Czekam i czekam. To sobie myślę: sam przyjdę.
- A zatem słucham.
- Nie kumplowaliśmy się jakoś specjalnie z Jimem, ale był w porządku. Jak to zawsze mówią w filmach: nie miałem motywu, żeby go zabić. – Thomas Wood był wyraźnie zadowolony z przejawu swojej elokwencji.
- A co pan sądzi o tym Polaku, który z wami pracuje u Plumbera?
- Czy ja wiem? Wszędzie tatuaże i wielki jak szafa … mało kiedy drabina mu potrzebna, zwłaszcza jak robimy w tych starych domkach rybaków. Wygląda, że takich cherlaków jak Jim, to na śniadanie zjada … he, he – mężczyzna zaśmiał się ze swojego żartu i zamilkł na chwilę, jakby się zastanawiał.
- Ale … – ponaglił go nadinspektor.
- Faktycznie chłop na schwał, ale on, widzi pan, nadinspektorze … jakoś nie wydaje mi się, żeby to on zabił … niezręcznie tak o innym facecie … ale on jak baba. No bo któregoś dnia kotka ze studzienki wyratował i wziął go do siebie, a on z innymi Polakami mieszka. Tamci chyba nie mieli wiele do gadania.
- Coś oprócz kotków?
- Przy szefie bym tego nie powiedział, ale robotny jest i wszystko umie. Mówił też, że całą forsę żonie i dzieciom wysyła do Polski.
- Szef dobrze wam płaci?
- Zależy. Ma swoje humory.
- Zdarzały się awantury?
- Raz czy dwa pokłócił się z Jimem o forsę za jakąś ekstra robotę.
- A pan?
- Mnie szef nigdy z niczym nie zalegał, ale zna się z moim ojcem jeszcze ze szkoły, to może dlatego zawsze jest wobec mnie w porządku.
- A Polak?
- Jego każda kwota zachwyca.

XXX

- Te tatuaże to maoryskie? - spytał z przekąsem nadinspektor Peter Wilson, przyglądając się badawczo Polakowi.
- Nie wiem, kazałem sobie zrobić, bo mi się podobały. – odpowiedział mężczyzna prostym, ale zrozumiałym angielskim.
- Co to za akcent? Skąd jesteś?
- Przecież ma pan mój paszport.
- Odpowiedz.
- Z Polski. Ze Szszsz … z takiego małego miasta.
- Po co tu przyjechałeś?
- Do pracy.
- Z czego żyłeś w Polsce?
- Z pracy.
- Jakiej?
- Normalnej. Z ojcem pracowałem. Wszystkiego mnie nauczył. Nie takie rzeczy się robiło. Hydraulika, stolarka, tynkowanie, wszystko. Cały dom postawię "jak ta lala".
- Że co? Co to znaczy „lalalala”? – spytał zaskoczony nadinspektor.
- Chyba, że dobrze, Sir. – wtrącił się sierżant Black.
- A pan myśli, panie policjancie, że ja wszystko rozumiem, co wy gadacie? – poskarżył się Polak. – Ale uczciwie pracuję. Czasem tylko ręcznie z szefem gadamy.
- Bijesz go?! – nadinspektor podniósł głos.
- Dlaczego mam go bić? – Polak był zdziwiony pytaniem.
- A bijesz?
- Nie.
Zrezygnowany nadinspektor kiwnął głową w kierunku Blacka.
- Sierżancie, kontynuujcie.
- Tak jest – włączył się sierżant i głośno i wyraźnie spytał Polaka. – Czyli nie bijecie się z szefem, tylko szef po prostu pokazuje ci, co i gdzie masz zrobić?
- No, tak. Jak inaczej? Nie wszystkie słowa jeszcze znam.
- Wiesz, dlaczego cię wezwaliśmy?
- Jeden chłopak z firmy nie żyje. Wiedziałem, że będę miał kłopoty.
- Zabiłeś go?
- Bo jestem Polakiem, to myślicie, że to ja – mężczyzna był oburzony.
- Nie. Pytamy cię tak samo, jak wszystkich innych.
- Jasne – odpowiedział Polak nieprzekonany.
- Nie mędrkuj, tylko odpowiedz – wtrącił się poirytowany nadinspektor.
- Nie mędr… nie co? – dopytał Polak.
- Odpowiedz na pytanie, czy zabiłeś Jima Owena – powiedział sierżant Black.
- Oczywiście, że nie.
- Sierżancie, dajcie mu zeznanie do podpisania.
Ostatnie słowa zagłuszył dźwięk metalowego narzędzia upadającego na podłogę.
- Co to? – spytał nadinspektor.
- Henry Plumber – odpowiedział Black.
- Co on tu znowu robi?
- Z kranu cieknie.
- Rano nie ciekło – stanowczo stwierdził nadinspektor.
- Ciekło, Sir.
Nadinspektor wstał gwałtownie z krzesła.
- Muszę zapalić.

XXX

- Panowie, jak myślicie, kto tak brutalnie zabił chłopaka? – spytał nadinspektor Wilson.
- Sir, to mogło być pobicie ze skutkiem śmiertelnym – sierżant Black właśnie wszedł do gabinetu przełożonego, wymachując papierem wydartym chwilę wcześniej z faksu. – W każdym razie patolog tego nie wyklucza.
- Ok, skoncentrujmy się na tym, kogo mógł tak bardzo wkurzyć nasz Jim Owen.
- He, he – zarechotał White. – Ta piękność, co zgłosiła parkowanie przed jej domem wyglądała na wkurzoną, co nie?
- Na pewno ją wykluczymy w badaniach DNA – zauważył przytomnie sierżant Black. – Zostaw ją w spokoju, to chuchro. A my mamy kopniak w brzuch i rozmiar buta 44.
- Pożartować nie można? – obruszył się White.
- To może trener, co? Wiadomo czyje byłoby na wierzchu. Widzieliście łapsko trenera. – Black zaczął sobie masować prawą dłoń.
- Black, no faktycznie można by go jeszcze przycisnąć – przytaknął nadinspektor.
- Ale z drugiej strony jaki miałby powód? – zreflektował się Black. – To, że ma silny uścisk jeszcze nie znaczy, że morduje.
- Głowy nie dam, ale to chyba porządny facet – wtrącił się posterunkowy. – Jego dzieci mieszkają w Lichtown z byłą żoną i on strasznie za tymi dziećmi jest.
- A ty White, skąd wiesz?
- Od żonki oczywiście.
- Dobra, zostawmy go, przynajmniej na razie. A Polak? – nadinspektor rzucił okiem do zeznań mężczyzny.
- Popytałem – odpowiedział Black. – Ma alibi, cały ten dzień do późnego wieczora spędził w domu Robertsonów. Kończył u nich remont.
- Potwierdzam – donośny głos Henry’ego Plumbera rozległ się nagle w korytarzu. – Sam go wysłałem na ten remont.
- Co ty tu znowu robisz, człowieku? – nadinspektor Wilson zerwał się z krzesła i krzyknął. – W całym Lichtown nie ma innej łazienki?! Tylko nasza?!
- Przyszedłem sprawdzić, czy jeszcze czegoś nie trzeba naprawić – powiedział usłużnie hydraulik.
- Ale jak już wpadłeś, to zostań – nadinspektor Wilson skorzystał z okazji do przesłuchania mężczyzny i niemal siłą wepchnął go do gabinetu. – Porozmawiamy sobie. Usiądź. Tutaj, tutaj na miejscu White’a, a wy White, idźcie do dyżurki. Papierosa?
- Nie, dziękuję – niepewnie odpowiedział Henry Plumber, siadając na wskazanym krześle.
- A ja bardzo chętnie zapalę – nadinspektor nerwowo przetrząsnął kieszenie w poszukiwaniu papierosów.
Sierżant Black bez słowa wskazał szafkę na dokumenty. Nadinspektor wyjął z górnej szuflady napoczętą paczkę i zapalniczkę.
- Taaak – zaciągnął się głęboko. – Proszę o odpowiedź na pytanie, co Pana tak często do nas sprowadza. Owszem, mam jeden, czy dwa pomysły, ale chętnie posłucham pańskiej wersji.
- Nie ma wiele do opowiadania. – Henry Plumber uśmiechnął się słabo. – Jak się coś popsuje, to ludzie dzwonią do mnie, przychodzę i naprawiam.
- Dlaczego tak często do nas?
- Przypadek? – odpowiedział pytaniem hydraulik.
- Nie wierzę w przypadki.
Mężczyzna zaczął się wiercić na krześle, jak pięciolatek, który coś przeskrobał.
- Więc … prowadzicie sprawę … w sprawie … znaczy … śmierci … – dukał. - … mojego pracownika i … chciałem być na bieżąco.
- Dlaczego?
- Bo to mój pracownik – Henry Plumber odzyskiwał pewność siebie.
- Kiedy ostatnio z nim rozmawiałeś?
- W ubiegły wtorek.
- Osobiście?
- Nie, nie – gwałtownie zaprzeczył hydraulik. – Telefonicznie. Wyłącznie telefonicznie.
- O czym rozmawialiście?
- Zameldował, że skończył robotę u panny Spinster i wraca do domu.
- A w środę? – nadinspektor nie spuszczał wzroku z hydraulika.
- To w środę zginął?
Nadinspektor nie odpowiedział.
- W środę nie. W ogóle już potem nie rozmawiałem z Jimem.
- Sir – do gabinetu zajrzał posterunkowy White. – Możemy porozmawiać?
- Co jest? – burknął nadinspektor, gdy tylko zamknął za sobą drzwi.
- Przeglądam z nudów … znaczy … monitoring miejski. Pan wiedział, że mają nowe kamery na tym parkingu, na którym furgonetka stała?
- No i … - ponaglił White'a nadinspektor.
- Niech pan rzuci okiem na jeden fragment. Myślę, że warto.
Nadinspektor oparł się o parapet i uważnie obserwował ekran komputera.
- Dobra robota, White - nadinspektor poklepał posterunkowego po ramieniu z uznaniem. - Dobra robota.

XXX

Godzinę później nadinspektor Wilson wrócił do gabinetu i z triumfalnym uśmiechem zwrócił się do Henry’ego Plumbera.
- Na nagraniu z monitoringu miejskiego widać jak firmowa furgonetka wjeżdża na wiadomy parking, potem ty wysiadasz i odchodzisz, oglądając się co chwilę za siebie.
-  Co z tego? – spytał niepewnie hydraulik.
- To z tego, że przejrzeliśmy wszystkie nagrania z ostatnich dni i wiemy, że nikt potem już do furgonetki nie zaglądał. Byłeś ostatni. Opowiadaj.
Zapadła cisza.
- Czekamy – nadinspektor zapalił następnego papierosa.
- Pokłóciliśmy się.
- O co?
- O forsę.
- Dużo?
- Niby nie.
- To niby ile?
- Jim zrobił trochę nadgodzin i chciał, żebym mu za to zapłacił.
- A ty nie chciałeś?
- Pan wie, jacy są pracownicy, nadinspektorze? – spytał retorycznie Henry Plumber. – Obijają się cały dzień, nie wiadomo, co robią, a potem siedzą po godzinach i żądają za to forsy.
- Posprzeczaliście się?
- On zaczął! Przysięgnę, na co pan chce, ale to on zaczął.
- I …
- Popchnął mnie, a ja jego. Uderzył łbem … to znaczy głową w krawężnik u mnie przed zakładem. Zmyłem całe podwórko szlauchem.
- Black zadzwońcie po ekipę, niech sprawdzą teren. Załatwcie najpierw nakaz.
- Tak jest. A ten kopniak? – dodał szeptem Black. – Pan go spyta, Sir.
- A ten kopniak? – nadinspektor ponownie zwrócił się do Henry’ego Plumbera.
- Wkurzony byłem. Poprawiłem mu.
- Patolog mówi, że to od tego kopniaka umarł. Jeszcze jedno, dlaczego zostawiłeś furgonetkę na tym parkingu?
- Daleko od firmy i na nim zawsze jest pusto. Nie wiedziałem tylko o tych nowych kamerach. Szlag!

Olga Walter

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz