niedziela, 19 września 2021

28. Powrót

- Wyrazy współczucia.
- Dziękuję. 
- Wiesz, że zamknął mnie na piętnaście lat?
- Tak. Tym bardziej dziwi mnie pana obecność na jego pogrzebie.
- Bardzo szanowałem twojego ojca. I pewnie wiesz, że kiedyś byliśmy przyjaciółmi.
- Jako dzieci.
- Tak, ale on został prokuratorem, zresztą świetnym i przyjaźń się skończyła.
- Skończyła się dużo wcześniej, o ile mi wiadomo - Peter Wilson nie krył niechęci do rozmówcy.
- Masz na myśli moje wybryki z młodości? - Tom Horan uśmiechnął się szelmowsko.
- Usiłowanie zabójstwa nazywa pan wybrykiem?
- Byłem młody i głupi, więc dałem się złapać - mężczyzna oparł się o najbliższy nagrobek. - Już nie mam tyle sił - sapał. - Niedługo sam dostanę taki kamienny blacik z nazwiskiem w poprzek.
- Pożegnam się. Muszę dołączyć do matki.
- Wróciłem, ale na emeryturę.
- Dlaczego pan mi to mówi?
- Jesteś tu policjantem. Pomyślałem, że może cię to zainteresować.

XXX

- Peter, z kim rozmawiałeś?
- Nie znasz, mamo.
- Peter.
- Z nikim ważnym.
- Peter - pani Wilson wymówiła imię syna karcącym tonem.
- Z Tomem Horanem.
- Tak myślałam. Nie zmienił się. Ta sama zacięta mina, co kiedyś.
- Przypomniał, że przyjaźnił się z ojcem.
- Tak. Wszyscy chodziliśmy do tej samej klasy. Nie przyszłoby mi do głowy, że się zjawi.

XXX

- Posterunek policji w Lichtown. Nadinspektor Peter Wilson, słucham.
- To ja, White. Dzwonię z domu. Ciiichooo! Holly, weź je stąd! Ciiiiszaaa! - krzyknął na całe gardło posterunkowy White. - Przepraszam, Sir. Dzieci mnie obsiadły. Co to ja … więc … zadzwoniła do mnie Jane Brinkley. To moja sąsiadka. Jej pies znalazł zwłoki w lesie. Przed zjazdem na Mallet.
- White, dzwonię do Pleading po ekipę i zaraz podjadę po was do domu.
- Ale ja mam dzisiaj wolne, Sir.
- Zrobicie nadgodziny. Jesteście mi potrzebni.
- Tak jest, Sir.

XXX

- Wyszedłem przed dom, żeby pan nie czekał, Sir - wsiadając do radiowozu, posterunkowy White dopiął mundur i poprawił czapkę.
- Te zwłoki, to ktoś, kogo znamy? - spytał nadinspektor Peter Wilson, włączając się z powrotem do ruchu.
- Sądząc po ubraniu to mężczyzna, ale ma zmasakrowaną twarz i nie można rozpoznać. To znaczy, tak powiedziała Jane.
- Nie histeryzuje?
- Jane Brinkley? A skąd. Ona pracowała w rzeźni w Mallet. Pewnie nie takie rzeczy widziała.
- White, jesteście w kapciach.
- O, cholercia!

XXX

- Kilka dni temu widziałem kogoś w takim płaszczu - powiedział nadinspektor Peter Wilson, przyglądając się zwłokom. - Podobna kratka.
- Ale chyba nie był taki ubłocony i cały w liściach, co, Sir? - posterunkowy White też pochylał się nad ciałem.
- Oczywiście, że nie - okazał zniecierpliwienie nadinspektor. - To może być Tom Horan.
- Ten Tom Horan?
- Tak.
- Ale mu ktoś buzię przefasonował. Dlaczego nie ukryli ciała, Sir? Tak przy samej ścieżce … Nie mieli czasu? A może to wiadomość dla ludzi Horana, żeby stąd spadali.
- To się okaże.
- A ja myślałem, że Lichtown to taka cicha mieścina.
- Wątpię, czy kiedykolwiek była.

XXX

Posterunkowy White przeczytał najnowszy e-mail i krzyknął z dyżurki do nadinspektora Wilsona.
- Sir, miał pan rację! Mamy potwierdzenie od patologa! Te zwłoki w lesie to Tom Horan! Pewnie szybko poszło, jak to z notowanym.
- Co jest jeszcze w raporcie? - nadinspektor wszedł do dyżurki i oparł się o drugie biurko.
- Zastrzelony. Buźka przerobiona już po śmierci.
- Kiedy sierżant Black wraca? - spytał nadinspektor, spoglądając na kalendarz na ścianie.
- Jakoś w środę - posterunkowy White zajrzał do swojego wymiętego notesu. - Ale dopiero w przyszłą, Sir. Chyba go pan nie będzie z urlopu ściągał? Dużo pieniędzy wydał. Przecież damy radę we dwóch.
- Taaa … - powiedział nadinspektor bez przekonania. - White, mamy jakiś punkt zaczepienia?
- Chodzi panu o podejrzanych?
- Tak, długie lata nie było mnie w Lichtown. Nie jestem pewny, czy wiem o wszystkich podejrzanych interesach. Komu Tom Horan mógł wejść w paradę?
- A w czym się specjalizował?
- Szerokie spektrum.
- Że, co?
- We wszystkim. Ktoś w Lichtown specjalizuje się we wszystkim?
- Jest sklep wielobranżowy „U Lloyda”. Ostatnio pół kilo gwoździ kupiłem i … - posterunkowy spojrzał na przełożonego - … spłuczkę. Pan pewnie nie o to pyta, Sir.
- Myślałem raczej o narkotykach, broni, handlu ludźmi …
- To w takim razie nie u Lloyda. … Chyba.
- White, a był tu kiedyś jeden taki …, jakże mu …, Frank Brigg … - nadinspektor zamyślił się. - Nie, … Frank Bridge. Tak, na pewno Frank Bridge. Jak byłem chłopaczkiem, prowadził w Lichtown lewe interesy. Coś wam się kojarzy?
- Jak najbardziej. Frank Bridge. Wyprowadził się za miasto i ma legalną firmę. Chodzi w garniturze i takie same eleganty do niego przyjeżdżają. Ma na swojej posesji hurtownię.
- Z czym?
- Ze wszystkim.

XXX

- Ja do Franka Bridge’a - powiedział nadinspektor Peter Wilson.
- Ja, czyli kto?
- Policja.
- Jakaś legitymacja.
Nadinspektor machnął dokumentem przed nosem osiłka.
- Tędy.
Zastawione drogimi meblami wnętrze biura nie pasowało do odrapanych ścian pomieszczeń magazynowych, przez które nadinspektor przechodził chwilę wcześniej.
- Dzień dobry, nadinspektorze. Nazywam się Frank Bridge - mężczyzna wstał zza biurka i podszedł do nadinspektora z dłonią wyciągniętą na powitanie. - Co pana do mnie sprowadza?
- Znał pan Toma Horana?
- Pierwsze słyszę.
- Powtórzę pytanie. Znał pan Toma Horana?
- Horan z „r” w środku?
Nadinspektor przeszywał rozmówcę wzrokiem.
- A jak Horan, to co innego. W pierwszej chwili nie dosłyszałem. Wiem, że wrócił. Po latach.
- Miało to dla pana znaczenie?
- Tacy jak on to mogą gazety na rogu sprzedawać, a nie biznesy prowadzić. 

XXX

- Sir, a może to jakieś rozliczenia z byłą kochanką? - posterunkowy White zasugerował najczęstszy, swoim zdaniem, motyw zabójstwa.
- Kobieta by go tak nie urządziła - odparł zamyślony nadinspektor Wilson.
- Ale nie, że kobieta osobiście, tylko, że komuś mogła zlecić?
- Pomyślimy.
- Sir, ale z drugiej strony, jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze, co nie?
- Jaki macie pomysł, White?
- Tak właściwie to już koniec.
- Posterunkowy, idźcie na miasto popytać ludzi.

XXX

- No to, więc tak. Zaszedłem do pubu, tu zaraz „Pod Koroną” - posterunkowemu się odbiło. - I Kuternoga powiedział, ….
- Jaki kuternoga?
- No Michael Jones, właściciel, ale wszyscy mówią na niego Kuternoga, od kiedy ....
- Dobrze, dobrze. Co powiedział?
- Że, Tom Horan przychodził codziennie, siedział zawsze sam, zjadł, wypił coś, wszystko sam. A raz kiedyś powiedział do Kuternogi, że jest stary, samotny i lubi posiedzieć między ludźmi.
- Nikt go nie ochraniał, mniej lub bardziej dyskretnie?
- Nie tak spytałem, wiadomo, ale w sumie o to samo, Sir, i Kuternoga powiedział, że na pewno nie, i że zna się na tym, bo był w wojsku.
- To wszystko?
- Oj, dobrze, że pan przypomniał, Sir - posterunkowemu znowu się odbiło. - Jak wracałem, to spotkałem pastora ze Świętego Andrzeja. Pomyślałem, że jego też mogę spytać o Horana i pastor powiedział, że Horan często przychodził do kościoła, ale nie na mszę, i siedział zawsze sam, na ławce z tyłu. Jak go raz pastor zagadał, to mu Horan odpowiedział, że wrócił na stare śmieci na starość, i nie ma ochoty niczym się zajmować, że ma dość forsy, że nie ma już żadnych swoich ludzi, że nikt już nie żyje, i poznał go tylko stary Busson, co to był lotnikiem w czasie wojny, i panna Spinster zasuszona jak mumia.
- Piwko smakowało, White?
- Taaak, a nereczki jakie pyszne. Oj!

XXX

- Ludzie mówią, że Tom Horan zapisał coś pannie Spinster - powiedziała mimochodem pani Wilson.
- Mamo, nie mogę o tym rozmawiać - odpowiedział stanowczym tonem Peter Wilson.
- Panna Spinster ma nowy kapelusz i płaszcz. Wyglądają na drogie.
- Mamo, nie mogę o tym rozmawiać - Peter Wilson nie krył zniecierpliwienia.
- Miała też uszminkowane usta, a Tom Horan się w niej kiedyś kochał. Za młodu była całkiem ładna.
- Już dobrze! Prawie wszystko, a to naprawdę duży majątek, zapisał niedługo przed śmiercią, na różne fundacje, organizacje i temu podobne. Wygląda, że starannie przemyślał ich wybór, a jedyną prywatną osobą wskazaną w testamencie jest panna Spinster. Ale dla niej to jakiś drobiazg. Raptem parę tysięcy.

XXX

- Ten starzec? - Marvin Adams zaśmiał się sztucznie. - Nadinspektorze, pan raczy żartować. Tom Horan nikomu nie mógł w niczym zagrozić. Może kiedyś, ale teraz wszystko jest podzielone między dużych graczy. 
- Tak otwarcie pan o tym mówi? Nie boi się pan? Jestem policjantem - nadinspektor Peter Wilson siedział w niezwykle wygodnym fotelu w biurze Marvina Adamsa.
- Nadinspektorze, co pan, dziecko pan jest? Ja mam więcej prawników niż ten cały pański Yard. Na niczym mnie nie złapiecie. Wszystko w białych rękawiczkach i garniturach szytych na miarę. Na ogromną skalę. Tak się teraz działa i jakiś Tom Horan już by się w tym nie odnalazł.
- Ktoś go jednak zabił.
- Wiem, że już pan rozmawiał z Frankiem Bridge’em. Pracuje dla mnie. Za małą ma głowę na poważne sprawy, ale bywa użyteczny.
- Morderstwa?
- Chce mnie pan sprowokować. Ale, jak już tak sobie przyjemnie rozmawiamy - Marvin Adams przywołał gestem stojącego nieopodal mężczyznę i wskazał mu puste kieliszki. - To powiem panu nadinspektorze, że ja i mnie podobni, nazwijmy to biznesmeni, to zły trop. Szukałbym raczej wśród starych znajomych Horana, jego byłych wspólników. Nie na moim podwórku.

XXX

- Dzień dobry, Sir - powiedział opalony sierżant Black z szerokim uśmiechem. - Coś się działo, jak mnie nie było?
- Jest jedna rozgrzebana sprawa. Boję się, żeby się nam góra nie wtrąciła, jak nam się nie uda jej rozwiązać przez najbliższy dzień czy dwa.
- O co chodzi? Morderstwo?
- Tom Horan.
- Fiuuuu! Ja to bym w pierwszej kolejności sprawdził jego rodzinę.
- On nie miał rodziny.
- Każdy ma. Marvin Adams.
- Jak to Marvin Adams?
- To pasierb Toma Horana.
- Prosiłem White’a i ... - zacisnął zęby nadinspektor.
- I dopiero ja musiałem wrócić z urlopu, żeby panu powiedzieć coś, o czym wie całe Lichtown.
- Sierżancie zróbcie sobie dużo mocnej kawy i siadajcie do komputera. Tom Horan zapisał wszystko na różne fundacje i takie tam. Trzeba trochę poskrobać, ale myślę, że się na końcu dowiemy, że na  tym wszystkim łapy trzyma Marvin Adams.

XXX

- Dzień dobry.
- Jak miło cię widzieć, Penelope. Wejdź, proszę - ucieszyła się na widok gościa pani Wilson.
- Przyszłam spytać, czy nie potrzebuje pani czegoś.
- Dziękuję, wszystko mam. Oprócz … Willa - pani Wilson z trudem powstrzymała łzy na wspomnienie niedawno zmarłego męża.
- Mogę dotrzymać pani towarzystwa?
- Będzie mi miło. Właśnie zaparzyłam herbatę. Wiesz, bardzo się cieszę, że się spotykacie z Peterem. Pamiętaj Penelope, w życiu najważniejsza jest miłość.
- Nie wiem tylko … nie jestem pewna …, co Peter …
- Zawsze ciepło się o tobie wyraża. A co ty …?  Czy ty go kochasz?
Penelope zastanawiała się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Poznaliśmy się w niesprzyjających warunkach. Dla niego to była praca, a ja prosiłam go o pomoc w trudnej sytuacji. ... Peter jest profesjonalistą … mam do niego ogromny szacunek. Od tego się zaczęło. To też ma znaczenie, ale jeszcze długa droga do zakochania.
Penelope zamilkła na chwilę, grzejąc dłonie o ciepłą filiżankę.
- Niełatwo mówić o uczuciach ... Z mojej strony, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Ale gdy poznałam go bliżej … Właściwie to przypadek, że się spotykaliśmy w ubiegłym roku. Jakieś krótkie rozmowy, zdawkowe uwagi, aż nagle uświadomiłam sobie, że jestem w nim zakochana.
- Matce miło słyszeć takie słowa o synu.
- Może trudno w to uwierzyć, ale zakochałam się w nim z powodu ... a w każdym razie tą iskrą było jego poczucie humoru - Penelope uśmiechnęła się.
- Ach, ja najbardziej lubię - wtrąciła pani Wilson z czułością - jak Peter mówi z kamienną twarzą coś śmiesznego, a ja o mało nie pęknę ze śmiechu. Jego ojciec też miał ten dar.
- Na początku nie znaliśmy się wcale - Penelope znowu mówiła powoli z namysłem. - Nawet nie wiedziałam, czy jest wolny i się nad tym nie zastanawiałam. Tacy fajni mężczyźni są żonaci, albo mają kogoś bliskiego. Dlatego byłam pewna, że to będzie tylko platoniczne uczucie. Zwłaszcza, że nie można zbudować swojego szczęścia na cudzym nieszczęściu. Bardzo w to wierzę. A zresztą nawet, gdybym wiedziała, że jest wolny, to i tak nie wyszłabym z inicjatywą. Po pierwsze jestem nieśmiała, a po drugie tradycyjnie mnie wychowano, to mężczyzna zdobywa kobietę, nie odwrotnie.
- Może zamykasz sobie przez to jakieś drzwi?
- Wolę myśleć, że nie. W każdym razie ważne jest dla mnie, żeby mieć pewność, że mężczyzna … Peter … jest mną zainteresowany. A jeśli nie, to … do miłości nie można nikogo zmusić … A potem … gdy kolejne spotkania były planowane … mogłam … zakochać się już tylko jeszcze bardziej … jest cudownym … czułym … doskonałym … 
- Domyślam się, o czym mówisz.
- Ja bardzo go kocham, ale nie wiem, czy on jest we mnie zakochany, albo chociaż mną zainteresowany. Może po prostu potrzebuje czasem się spotkać i to wszystko.
- Chciałabym, żebyście byli razem. Ale gdyby wam nie wyszło, to przecież znajdziesz sobie kogoś.
- Nie, nawet nie będę szukać. Taka miłość zdarza się raz w życiu.

Olga Walter

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz